- Jesteśmy na granicy wytrzymałości - mówi Piotr Nowakowski, współinicjator akcji, ratownik medyczny z Opolskiego Centrum Ratownictwa Medycznego.
Nie spodziewaliśmy się, że od oklasków dla medyków i służby zdrowia przejdziemy do hejtu w mediach społecznościowych i w rzeczywistości - mówi P. Nowakowski, ratownik medyczny z Opolskiego Centrum Ratownictwa Medycznego.
Dlatego razem z kolegą z pogotowia Tomaszem Gatnikiewiczem postanowili wystartować z projektem #MuremZaMedykiem. - Czujemy narastającą atmosferę wykluczenia i izolacji środowiska medycznego ze społeczeństwa. Wielu ludzi obawia się, że ponieważ mamy styczność z chorymi na COVID-19, to jesteśmy źródłem roznoszenia wirusa. Ludzie w social mediach udostępniają listy, w których namawiają, żeby nie spotykać się z nami na klatkach schodowych, w windach nie jeździć, żeby medycy nie wracali do swoich domów. Stąd ta akcja, która ma pokazać, że jednak mamy wsparcie społeczeństwa - mówi P. Nowakowski.
Także rodziny medyków czują atmosferę ostracyzmu, zaznacza opolski ratownik. - Ciągłe lustrowanie nas w różnych urzędach stawia nas w trudnej sytuacji. Akcja #MuremZaMedykiem ma pokazać, że nie chcemy czuć się ofiarami. Wierzymy, że jesteśmy częścią społeczeństwa i w to, że w takim momencie ono stanie za nami. Poprosiliśmy o pomoc policję, straż pożarną, aktorów z Teatru im. J. Kochanowskiego, stowarzyszenie kibiców Odry Opole. Wszyscy okazali nam przychylność. Chcemy pokazać, że choć czasy dla medyków są trudne, to społeczeństwo chce nas traktować z szacunkiem. A nie z nienawiścią, która coraz częściej dochodzi do głosu w mediach społecznościowych. Naprawdę czujemy na sobie nieprzyjemny oddech części opinii społecznej. Dochodzi już też do aktów fizycznej agresji wobec mienia medyków, np. w Opolu na ul. Dzierżonia zostały pomalowane sprayem samochody. Niektórzy z nas spotkali się też w mieście z werbalnym groźbami karalnymi, np. że trzeba nas "wybić jak kaczki". To wykluczenie dotyka nie tylko medyków, ale także osoby z pozytywnym wynikiem testu na COVID-19. Zauważamy, że kiedy jest nałożona kwarantanna, na rodzinę spada jeszcze dodatkowy ostracyzm lokalnej społeczności. Nie zgadzamy się na to - podkreśla P. Nowakowski.
Ratownik z OCRM mówi o psychicznym wyczerpaniu, jakiego doświadczają pracownicy służby zdrowia. - Jako medycy i paramedycy jesteśmy już i tak w - bądź co bądź - trudnej sytuacji. Nie chcemy poddawać się narastającej frustracji. Pracujemy na pierwszej linii ognia. Często narażamy siebie dlatego, że ludzie nie mówią nam prawdy, czy mieli kontakt z zakażonym. Zdarzyło się też, że człowiek z nałożoną kwarantanną przyszedł do szpitala, licząc, że nikt o tym nie wie. Chcemy, żeby społeczeństwo traktowało nas poważnie, ponieważ jesteśmy w poważnej sytuacji. Jeżeli będą nam rzucane kłody pod nogi, w pewnym momencie nie będziemy mieli siły przyjść do pracy - podkreśla P. Nowakowski.
- Są dziwne sytuacje. Ludzie i różne instytucje, np. niektóre banki, dają sobie prawo, żeby inwigilować, gdzie pracujemy i co robimy. Może to trzeba zrozumieć, bo ludzie się boją? Ale z drugiej strony, gdyby ludzie wiedzieli, jakie mamy zabezpieczenie i procedury, nie obawialiby się nas tak bardzo - mówi.
- Chcemy zareagować prewencyjnie i stworzyć atmosferę poparcia społecznego. Bo jesteśmy na granicy wytrzymałości, jeśli chodzi o nasze nerwy i poczucie bezpieczeństwa. Hejt zabiera nam energię do pracy, a przecież chcemy pomagać ludziom. Dlatego apelujemy o to, żeby nie wykluczać nas i chorych na COVID-19. Liczymy na wsparcie społeczne - apeluje ratownik.