O odkrywaniu powołania, ślubie czystości i pocieszaniu Pana Jezusa opowiada Małgorzata Nocoń, najmłodsza dziewica konsekrowana w Kościele opolskim.
Anna Kwaśnicka: W uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa przyjęłaś dar konsekracji. Co zmieniło się w Twoim życiu?
Małgorzata Nocoń OV: Poza obrączką na moim palcu, oficjalnie w dniu konsekracji wręczoną, zewnętrznie nie zmieniło się nic. Ale to, co się wydarzyło, to pogłębienie mojej oblubieńczej więzi z Panem, zapoczątkowanej pierwszym czasowym ślubem czystości, który złożyłam trzy lata temu. Ślub czystości jest moją odpowiedzią na Bożą miłość, a dar konsekracji jest odpowiedzią Pana Jezusa na moje oddanie się Jemu.
Ta odpowiedź Pana jest nieskończenie większa od tego, co ja Jemu daję. Na pamiątkowym obrazku z tej uroczystości zamieściłam słowa z Psalmu 132: „To jest miejsce Mego odpoczynku na wieki. Tu będę mieszkał, bo tego pragnąłem dla siebie”. Chcę, żeby moje serce było dla Pana Jezusa miejscem odpoczynku, żeby w moim sercu zawsze było Mu dobrze. Chcę, żeby jak najwięcej ludzi Go poznało i pokochało. Chcę, żeby Miłość była kochana. Choć składam ofiarę z życia małżeńskiego i posiadania swoich dzieci, to Pan Jezus uzdalnia mnie do tego, żebym kochała każdego człowieka, żebym dla każdego pragnęła zbawienia i szczęścia wiecznego.
Powołanie odkryłaś w bardzo młodym wieku. Jak to się stało?
Naturalnym powołaniem zdecydowanej większości osób jest życie rodzinne i tak też było u mnie. Przez pierwsze 16 lat oczywistym dla mnie było to, że zostanę żoną i matką piątki dzieci. Taka była moja wizja życia. Jestem najstarsza z piątki rodzeństwa. W domu miałam dobry wzorzec kochających, wierzących rodziców. Pojawiające się myśli o życiu w samotności, których początkowo nie potrafiłam zrozumieć, były zaskakujące dla mnie samej. Nie rozumiałam, po co żyć w samotności dla samej samotności. Do mężczyzn nie miałam żadnych obiekcji, dzieci uwielbiam i rozpływam się na sam ich widok. A mimo to te myśli powracały i zaczęły mi się jawić jako Boże wezwanie, jako cichutki głos płynący z głębi serca. Stąd szukałam powodu, dla którego miałabym podjąć życie w samotności. Uchwycenie tych myśli było możliwe, bo od 10. roku życia jeździłam do sióstr w Leśnicy na różne skupienia i rekolekcje. W odkrywaniu powołania takie momenty wyciszenia są bardzo ważne.
Jak znalazłaś powód wybrania życia w samotności?
Dokładnie pamiętam dzień. To było 1 lutego 2012 roku. Byłam w domu i przyszło mi na myśl hasło: dziewica konsekrowana. Wcześniej czytałam nieduży artykuł, w którym wymieniona była ta nazwa, ale wtedy mnie nie poruszyła. Tym razem zaczęłam szukać w internecie. Znalazłam podstawowe informacje o tej formie życia, a także pojedyncze zdjęcia z konsekracji. Im więcej czytałam, tym moje serce szybciej biło. Zrozumiałam, że właśnie to nada sens życiu w samotności. Z jednej strony nie będę żyła we wspólnocie, ale indywidualnie. A z drugiej strony, nie będę sama, bo będę w oblubieńczej więzi z Panem. Prosiłam Pana Jezusa o znak, że właśnie do tego mnie powołuje. I pierwszy znak otrzymałam nazajutrz, bo 2 lutego był przecież Dzień Życia Konsekrowanego, a w liście na tę okazję była informacja o dziewicach konsekrowanych.
Otrzymałaś też inne znaki?
Tak. Któregoś dnia poprosiłam Pana Jezusa o znak, a kiedy przyszłam do zakrystii przećwiczyć czytanie, bo jestem lektorką w parafii katedralnej, to ku mojemu zaskoczeniu trafiłam na słowa z 2. rozdziału Księgi Proroka Ozeasza: „Poślubię cię sobie na wieki (…)”. Najpierw miałam łzy w oczach, a kiedy czytałam ten fragment na Mszy św., to uśmiech nie schodził mi z twarzy. To były słowa dla mnie na ten konkretny dzień.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się