Pytając, co się stało z ludźmi, trzeba pytać, co się stało z Kościołem.
Obok, na biurku, książka. Podtytuł brzmi: „Co się stało z ludźmi?”. Zbiór publikacji profesora Nalaskowskiego. Przeczytałem.
Tematyka w zasadzie pedagogiczna, ale wspólny mianownik zawartych w niej tekstów stanowi pytanie przytoczone wyżej. Patrząc na nasz świat... Urwałem zdanie, bo przecież gdy patrzę na świat, nie przestaję być jego cząstką. Nie można niczego sensownego powiedzieć o obserwowanym świecie zapominając, że w jakiejś mierze tworzy się ów świat. A tu profesor ze swoim pytaniem: „Co się stało z ludźmi?”. A więc i ze mną? I z tymi, którzy byli gdzieś obok. Co się stało ze światem.
Na ścianie kilka zdjęć... Z grupą młodzieży w górach. Ministranci - chłopcy i dziewczęta. Tych starszych nazwałbym nawet przyjaciółmi. Fajni ludzie. Obowiązkowi, uśmiechnięci, z wiarą żywą, obecni w swoich środowiskach. Minęło prawie 20 lat. Co się z nimi stało? A różnie się stało. Z jednych bardzo się cieszę, bo w tym oglądzie świata są jak żywe i piękne perły. Na niektóre twarze patrzę i pytam: „Dziewczyno, co z twoimi ideałami?” lub: „Chłopie, przecież odwróciłeś wszystko w sobie do góry nogami!”. Niektórzy (niektóre) zdążyli wrócić z tej jakiejś dziwnej wyprawy w bezsens, budują od nowa. Bogu dzięki!
Ten przystanek przed zdjęciem to tylko migawka. Podobnych retrospekcji mam wiele. Także gdy wspominam kolegów z seminarium - starszych i młodszych. I gdy wspominam te dziesiątki i setki młodzieży i dorosłych, których gromadziłem na rekolekcjach zwanych oazowymi i parafialnymi. Pewnie i tych, którzy od kilku dziesiątków lat czytają moje felietony, kazania i mniejsze teksty. Tyle, że o tych ludziach nie wiem prawie nic. Ale mechanizm pewnie podobny. Jedno ziarno wyda owoc stokrotny, inne zmarnieje albo skończy jako posiłek dla wróbla. I to potrzebne, ale...
To losy indywidualne. Tworzą one wielką siłę, która rzeźbi oblicze świata. Szczególnym obszarem wyrzeźbionym w świecie jest Kościół – i to my go tworzymy, kształtujemy, upiększamy i, niestety, szpecimy. Pytając, co się stało z ludźmi, trzeba więc pytać, co się stało z Kościołem. Zarówno z tworzącymi go poszczególnymi osobami, jak i z całością Bożego lud. A stało się i wciąż się staje. Jest w Kościele wielu ludzi świętych, dobrych i pięknych. Równocześnie kościoły pustoszeją, chrześcijanie z imienia i chrztu od Kościoła się oddalają, pasterze pasą samych siebie (to porównanie z Biblii wzięte), zgorszenia zataczają niewyobrażalne kręgi, wierni zostawiani bywają samym sobie, bo młodzi nie garną się do służby kapłańskiej.
A co na to przełożeni Kościoła? Od przysłowiowych wiejskich proboszczów poczynając po biskupów i kardynałów. Z jednej strony widzą to wszystko, z drugiej strony oni też Kościół tworzą. Uwikłani w tę podwójną rolę, gubią się. Podejmują wiele inicjatyw, ale często marginesowych i oderwanych od życia. W tych zaś ważnych utkwili w dawnej epoce. A jaka by miała być nowa – któż to wie? A jednak to wszystko nie jest powodem, by ręce załamywać i rozpaczać. Kościół nie takie próby przechodził. Jest wielu, bardzo wielu ludzi, którzy żyją ewangelią, a ich siłą jest moc sakramentów.
Czy najpierw winien odrodzić się Kościół, aby być duszą odrodzenia świata? Czy odwrotnie – mamy czekać na odnowę świata, by Kościół zyskał środowisko, w którym dokonać by się miało jego odrodzenie? Oczywiście, Kościół ma być zaczynem odnowy świata. Wydaje się to dalekie, niektórzy powiedzą, że to nierealne. Ale przecież Jezusowego programu odrzucić nam nie wolno. I nie warto. Jako emeryt bywam w różnych parafiach – wspierając proboszczów. Napatrzę się wiele. Są parafie żywe liturgicznie, życiowo, środowiskowo, caritasowo. Ludzie uśmiechnięci garną się do sakramentów. Nawet wymuskana materialna przestrzeń mówi o pokochaniu przez nich i kościoła, i Kościoła – ludu i świątyni. Bogu dzięki! Obumarłe liście, jak to jesienią, opadną. Ale przyjdzie wiosna i wszystko się odrodzi.
Przypomnę co miało miejsce w Koryncie w związku z pobytem apostoła Pawła. A ówczesny Korynt był bardzo podobny do naszego, dzisiejszego świata. Cytuję Dzieje Apostolskie (18,8nn): „W nocy Pan przemówił do Pawła w widzeniu: Przestań się lękać, a przemawiaj i nie milcz, bo Ja jestem z tobą i nikt nie targnie się na ciebie, aby cię skrzywdzić, dlatego że wiele ludu mam w tym mieście. Pozostał więc i głosił im słowo Boże przez rok i sześć miesięcy”. Myślę, że rzeczywiście z ludźmi się „coś” stało. Zgadzam się przeto z pytaniem postawionym przez prof. Nalaskowskiego. Ale jestem równocześnie przekonany, że i w tym naszym świecie Pan ma wiele ludu. Nie patrząc na stare i obumierające, trzeba budzić nowe.