Historię Polska miała nazbyt bogatą.
Szli krzycząc: Polska! Polska! - wtem jednego razu
Chcąc krzyczeć zapomnieli na ustach wyrazu,
Pewni jednak, że Pan Bóg do synów się przyzna
Szli dalej krzycząc: Boże! ojczyzna! ojczyzna.
Wtem Bóg z Mojżeszowego pokazał się krzaka,
Spojrzał na te krzyczące i zapytał: Jaka?
Tak, to Słowacki. Strofa nieraz przytaczana, ale w tej samej mierze unikana. Bo niewygodna. Dziś także. A może dziś szczególnie... Bo to jedni chcieliby nas widzieć jako cząstkę rozpływającą się w niezdefiniowanej "Europie". Inni historii nie znają (i znać nie chcą). A historię Polska miała nazbyt bogatą. Może dlatego pytanie Słowackiego wciąż jest aktualne.
Jechałem z kimś od Śląska ku wschodowi. Lekko falisty teren, wioski dość gęsto rozrzucone i jakoś podobne do siebie. W pewnym momencie wyrwało mi się przeciągłe: "Oooo!" i ręką wskazałem na wioskę, którą mijaliśmy. Mój towarzysz roześmiał się i powiada: "Jesteśmy w Kongresówce. Prusy zostały za nami". Dodałem: "Czyli minęliśmy jedną z najtrwalszych granic w Europie, dalej ku północnemu zachodowi jej przebieg nie zmieniał się może i pięć wieków".
Zdaję sobie sprawę, że niejeden Czytelnik nie połapał się, o co chodzi, a przynajmniej nie we wszystkim się połapał. Nie piszę tego, by historycznymi szczegółami epatować, ale by uświadomić sobie i Czytelnikom, jak złożone i trudne były i są dzieje, które nas jako państwo i naród doprowadziły tu, gdzie jesteśmy. Granice się zmieniały, a jeśli miejscami trwały nieporuszone, to politycznie i życiowo były pod zmiennymi wpływami. W niektórych miejscach po ich linii przebiegają aktualne granice działek rolniczych bądź budowlanych. W niektórych obszarach to i polski język brzmi z innym zaśpiewem. W niektórych wciąż opowiadane są dowcipy rodem z dawnych czasów - dziś traktowane jako żart, ale przecież społeczna pamięć je zachowała. To i z tego powodu pytanie Słowackiego wciąż jest aktualne.
Są jeszcze inne granice. Bardzo dynamiczne, na zewnątrz niewidoczne (chyba w czasie różnych demonstracji), a z dużą siłą destrukcji. Destrukcji czego? Więzi międzyludzkich, współpracy dla pożytku powszechnego, wartości tak etycznych, jak i ekonomicznych. A Bóg spojrzy z ognistego krzaka i wciąż pyta: "Ojczyzna? Jaka?". I każdy chce Bogu odpowiedzieć, ale wspólnej odpowiedzi nie ma. Przekrzykuje jeden drugiego. Słychać tylko harmider głosów, kiedyś szczęk szabel, dziś warkot silników. A jak ktoś odważy się powiedzieć: "Nie wrzeszcz, gupieloku jeden, bo Pónbóczek nos nie zrozumie", to go od wiary odsądzają. A on ma rację. Nie tylko Bóg, ale inne narody nas nie zrozumieją i zostaniemy błaznami Europy.
Jest wszelako jeszcze jeden motyw w wierszu Słowackiego:"Wtem jednego razu chcąc krzyczeć, zapomnieli na ustach wyrazu...". Jakiego wyrazu? Oczywiście nazwania ojczyzny: "Polska". Dziś też wielu ludzi i wiele środowisk jakby wstydliwie zastępuje imię Polski słowem "ojczyzna". Odwiedziłem kiedyś przejazdem w Niemczech dawnych parafian. Wyszliśmy z domu - chcieli pokazać miasteczko. "Proboszczu, ale na ulicy to mówimy po niemiecku, dobrze?". Ubodło mnie to trochę, ale podejmowanie dysputy nie miałoby i tak sensu, gadaliśmy więc po niemiecku.
Ale problem jest - nie tylko poza granicami Polski. Problem jest w naszych umysłach i sercach. Są wśród nas ludzie, którzy jakby wstydzili się, że są Polakami. Różnie się to objawia, ale najbardziej boli wtedy, gdy politycy - czy to z wyboru, czy z mianowania - zachowują się w Brukseli i Strasburgu jakby przestali być nie tylko obywatelami Rzeczypospolitej, ale nawet Polakami. Boli to, denerwuje, uwiera. Nie wszyscy tacy, całe szczęście, ale nie powinno być w ogóle. Bo to nie jest tak, że jesteśmy Europejczykami, a dopiero potem jakieś fatum uczyniło nas Polakami (lub tylko mieszkańcami nadwiślańskiego kraju...). Zaraz, zaraz, gdzie ja to słyszałem? Привислиньский край... Kierunek im się przestawił, ale mentalność ta sama.