Bezdomni i ubodzy ze Strzelec Opolskich dostają jedzenie dzięki wolontariuszom "Barki".
Ledwo wchodzę do przybudówki domu przy ul. Marka Prawego 30 w Strzelcach Opolskich, a już pan Leon sięga do miski z kanapkami i wyciąga zawiniątko w moją stronę. Dziękuję, właśnie jadłem. Do „Przytuliska” pod wieczór wpadają na chwilę, właśnie po te kanapki, bezdomni przebywający obecnie na terenie miasta.
„Przytulisko” prowadzone przez wolontariuszy ze wspólnoty „Barka” i wspierane finansowo przez strzelecki Ośrodek Pomocy Społecznej jest otwarte przez cały tydzień dwa razy dziennie: rano od 8 do 12 i po południu – od 16 do18.
– Wprowadziliśmy te dwa dyżury przez wszystkie dni tygodnia w czasie pandemii. Razem z Ośrodkiem Pomocy Społecznej doszliśmy do wniosku, że taka jest potrzeba. Wiadomo, że chłopaki na ulicy żyją i mają tylko to, co tam użebrają. A teraz jest utrudniony dostęp do wszystkiego. W dodatku jest już zimno – mówi Jacek Korzewski, koordynator „Przytuliska”, członek zarządu Stowarzyszenia Pomocy Wzajemnej „Barka”, instruktor terapii uzależnień. Sam najpierw był mieszkańcem „Barki”, teraz mieszka w Strzelcach Opolskich, ale wciąż angażuje się w działanie na rzecz bezdomnych i wykluczonych. – Trzeba oddać to, co się dostało – mówi. Obecnie przebywa na kwarantannie, a na porannych dyżurach zastępuje go Piotr Mikołaszek, także „Barkowicz” i wolontariusz „Przytuliska”, który właśnie wrócił ze streetworkingu w Holandii.
Rano w „Przytulisku” są ciepłe posiłki: zupa, kanapki. – Jest chleb, są pasztety, smarowanie, jakieś kiełbaski, mogą kanapki sobie zrobić. Jest kuchenka, mogą sobie herbatę ugotować, jest też cukier. Ziemniaki też czasem ugotują. Są konserwy mięsne i rybne, jest sól. Każdy może sobie zrobić, co potrzebuje. Po południu kanapki robię ja – mówi pan Leon, wolontariusz, mieszkaniec pierwszego domu „Barki” w Doryszewie k. Błotnicy Strzeleckiej. – Jedzenie zapewnia nam OPS. Gmina dokłada też trochę do utrzymania lokalu, a dbamy o niego my – informuje Jacek Korzewski. W „Przytulisku” można się też wykąpać, ogolić, zrobić toaletę. Trochę posiedzieć (jest limit miejsc, dlatego osoby bezdomne się wymieniają).
Po południu już tylko odbierają kanapki i wychodzą. – Śpią gdzieś w jakichś pustostanach bez okien, no ale nie chcą tego zmienić. Na „Barkę” nie chcą przyjść. Wolą takie życie – mówi pan Leon. Po jedzenie mogą też przyjść ubodzy i potrzebujący.
– Jak komuś odmówić jedzenia? To byłoby coś nie tak. Przychodzi tu taka pani, o makaron prosi. To jak jej nie dam, jak przyszła z prośbą. Kto wie, jak ciężką ma sytuację rodzinną? Byłem bezdomny w Holandii jak mnie okradli, nawet z paszportów, to wiem jak to jest – mówi pan Leon.
Dość wysoko nad nami wisi obraz św. Brata Alberta, tego, który mówił, że trzeba być człowiekiem dobrym jak chleb.