I kiedy na kulinarnym stoisku nie było już nic - co skonstatowałem nie bez żalu - zauważyłem chłopczyka niosącego nylonowy woreczek.
Byłem na Dniu Niepodległości Ukrainy, który w Opolu świętowali Ukraińcy, a z nimi także Polacy. Było to niepowtarzalne przeżycie, pełne wielu zróżnicowanych emocji. Nie będę tu oczywiście wszystkiego opisywał.
Jeden obrazek był dla mnie jednak bardzo przejmujący i nim chcę się z wami podzielić. Na opolskim placu Wolności podczas tej uroczystości ustawionych było kilka stoisk i warsztatów, które cieszyły się wielką popularnością. Może największą - stoisko kulinarne z tradycyjnymi wypiekami ukraińskimi, m.in. ze świątecznym, zdobionym chlebem - korowajem. Rozdawano za darmo ciasta, ciasteczka, coś w rodzaju naszej makówki, wypieki podobne do naszych faworków etc. Kolejka po nie była bardzo długa. Dla niektórych zabrakło, choć przygotowano kilkanaście kartonów smakołyków.
I kiedy na kulinarnym stoisku nie było już nic - co skonstatowałem nie bez żalu - zauważyłem chłopczyka niosącego nylonowy woreczek. Niósł w nim okruszki jakie zostały po rozdanych ciasteczkach. Niewiele tego było. Z pewnością nie tyle, by się nimi najeść, a ledwie zasmakować, delektować. Nie starczyło dla niego tradycyjnych ukraińskich ciasteczek. Ale wziął ich okruchy. Smak domu. Ojczyzny. Zakodowaną pamięć tego, co najbliższe sercu.
Czy Bóg, który zebrane okruchy chleba i ryby rozmnożył cudownie dwa tysiące lat temu był z tym chłopcem? Tego nie wiem, nie mam w to wglądu. Wierzę, że miłość i pragnienie ukraińskiego chłopczyka są obrazem najgłębszych i najczulszych przeżyć. Być w domu, blisko swoich. To pragnienie - w tej chwili tak bardzo ukraińskie - może nas wszystkich ocalić.
Piknik w czasie Dnia Niepodległości Ukrainy w Opolu. Stoisko z tradycyjnymi wypiekami. Andrzej Kerner /Foto Gość