Co mi mówi Václav Havel na swoim opolskim skwerku?
Mamy w Opolu dość niebrzydki, leżący u podnóża uniwersyteckiego „Collegium Maius” i kościoła św. Wojciecha „na górce”, skwerek im. Václava Havla.
Czytam właśnie wydaną jego „Siłę bezsilnego” - opis pierwszego uwięzienia przez czechosłowacką bezpiekę. Przyszły prezydent Czechosłowacji, a potem Republiki Czeskiej, przyznaje się tam w obszernej analizie do swojego błędu i braku przezorności. Poskutkowało to uwikłaniem w czasie zeznań, które StB wykorzystała do manipulacji – Havel miał się według niej niemal wyrzec swoich poglądów i opozycyjnej działalności.
Havel - agnostyk - dość zastanawiająco pisze o roli …diabła w tym uwikłaniu. I pisze uczciwie o swoim błędzie. Pisał to nie w bezpiecznych już latach chwały, ale niedługo po wyjściu na wolność, w latach panowania reżimu.
Havel i jego towarzysze - sygnatariusze słynnej Karty 77 (opozycja antytotalitarna w Czechosłowacji) - w latach komunistycznego zdołowania i degrengolady społecznej wierzyli w siłę prawdy. Napisali prawdę o tym, co się dzieje w ich kraju, o łamaniu praw człowieka i obywatela, a ten swój dezyderat adresowali do najwyższych komunistycznych władz. To, co wyglądało na naiwność było mocnym przekonaniem o sile prawdy.
Prawda - narażająca sygnatariuszy na prześladowania i więzienia - okazała się najgroźniejszą bronią przeciwko uzbrojonemu we wszystkie służby siłowe systemowi. Bo ten system najbardziej bał się prawdy. Ostatecznie – nieco upraszczając – ona właśnie zwyciężyła. Pozornie naiwny i bezsilny gest ludzi uczciwych rozwalił system. 12 lat po „Karcie 77” Havel został jednogłośnie wybrany prezydentem kraju i był nim przez dwie kadencje.
Patrzę na jego tablicę pamiątkową na opolskim skwerze, naprzeciw mam „Bar – Ludova”, czeską knajpę w centrum Opola i zastanawiam się czy dzisiaj prawda ma taką samą moc jak w roku 1977 i latach późniejszych.
Sprawa nie jest jednak tak klarowna jak wtedy - co wcale nie odejmuje Havlovi i „kartystom” należnej chwały i zasług. Mamy media walczące ze sobą i mamy social media zniekształcające odbiór rzeczywistości. Są jednak kłamstwa tak oczywiste, że ich fałsz powinien uznać każdy uczciwy człowiek.
Jednym z takich fundamentalnych kłamstw, na którym obecnie rządzący opierają swoją moralną legitymację, a część hierarchów Kościoła niestety upatruje nadziei na umocnienie chrześcijaństwa w Polsce, jest twierdzenie, że Prawo i Sprawiedliwość broni wartości chrześcijańskich w naszym społeczeństwie. Po siedmiu latach sprawowania władzy przez PiS widać jak na dłoni, że nie jest to przekonanie prawdziwe. Zawsze można zwalać na jakichś wrogów – co raz, to innych – ale w wielu obszarach życia widać, że to „nie wyszło”.
PiS wykorzystuje Kościół do swoich celów, instrumentalizując wartości chrześcijańskie zgodnie z własną wizją narodu i państwa, która jest wizją partyjną, a nie ewangeliczną. Np. niedawna wypowiedź prezesa PiS, że każdy Polak „musi” uznać wartości chrześcijańskie jest niezgodna z nauką społeczną Kościoła katolickiego. Nie liczy się z wolnością sumienia. Tymczasem nie usłyszeliśmy wobec niej sprzeciwów z wyższych rang kościelnych.
Dlatego siedząc na skwerku Havla myślę, że ten fałsz, nieprawdę ciążącą nad życiem społecznym i kościelnym w naszej ojczyźnie może rozsadzić już chyba tylko „głos bezsilnych”. Jakaś, powiedzmy, „Karteczka 22” na której podpisaliby się ludzie pod zdaniem brzmiącym np. tak: „Ja, obywatel Rzeczpospolitej Polskiej, wyznania katolickiego, nie uważam, że zadaniem władzy politycznej jest umacnianie Kościoła, ani też jego zwalczanie. Związek Kościoła z władzą kończy się źle. Z poważaniem etc.”.
Jasne, że to czysta fantazja, a do realizacji takiego pokojowego postulatu potrzebna byłaby też wola rządzących Kościołem w Polsce. Ale to już trochę inna „Karteczka”.
Skwer im. Václava Havla w Opolu. Andrzej Kerner /Foto Gość