Po Tarnowie Opolskim przeszli kolędnicy misyjni, niosąc błogosławieństwo i prosząc o wsparcie dzieci z Papui-Nowej Gwinei.
W Tarnowie Opolskim kolędowanie misyjne odbyło się po raz pierwszy. 26 grudnia podczas Mszy św. odbyło się ich rozesłanie i tego samego dnia rozpoczęli kolędowanie. Jego inicjatorką była siostra Nikola Bednarek ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek NMP Niepokalanie Poczętej.
- Organizowanie akcji kolędników misyjnych jest jednym z przejawów mojej troski o Kościół misyjny. Jest to też włączenie się w ogólnopolską akcję Papieskich Dzieł Misyjnych Dzieci. Tu w Tarnowie Opolskim odbywa się to po raz pierwszy - tłumaczy s. Nikola.
W akcję zaangażowało się 16. dzieci z klas 4-8. W kolejne dni szli w grupach 5-6 osobowych, pod opieką siostry bądź któregoś z rodziców.
W domach kolędnicy byli witani bardzo serdecznie. Karina Grytz-Jurkowska /Foto GośćŚw. Józef z Maryją i Dziecięciem, gwiazda, która ich wiodła, anioł oraz jeden bądź dwóch Papuasów z bujną, czarną czupryną. Odwiedzali każdy dom i mieszkanie, a tam, gdzie otwierano im drzwi, kolędowali, składali życzenia i opowiadali o życiu dzieci w krajach Oceanii.
- Warto, to fajna sprawa - przyznają zgodnym chórkiem. - Można pośpiewać i pomóc dzieciom w Papui Nowej Gwinei - przyznaje Paulina Reinert. - Mnie zachęciła siostra zakonna w naszej szkole - powiedziała, że przyjechała do nas nowa siostra, która zajmuje się misjami, więc postanowiłam się też zapisać, aby pomóc potrzebującym dzieciom - opowiada Julia Świącik.
I tak kolędowali do pierwszych dni Nowego Roku po 2-3 godziny dziennie. Dzięki nim i ludziom o dobrych sercach, którzy zapełniali skarbonki wsparcie otrzymają dzieci z Papui-Nowej Gwinei. Stąd w przedstawianej przez kolędnicze ekipy scenariuszach jest też miejsce dla małego Papuasa opowiadającego, jak skromne jest ich życie, droga do szkoły daleka a zeszyty - luksusem.
Po kolędowaniu była okazja do wspólnego zdjęcia... Karina Grytz-Jurkowska /Foto GośćWitani byli zwykle serdecznie, z radością, często ze wzruszeniem, choć nie każde drzwi się przed nimi otwierały.
- Byliśmy bardzo mile dzisiaj zaskoczeni. Super, że coś takiego się dzieje. Pamiętam z dzieciństwa, że kiedyś kolędnicy też chodzili. I można wesprzeć misje nawet nie wychodząc z domu - uśmiecha się Iwona Raczek, do której głosząca Dobrą Nowinę grupa dotarła w noworoczne popołudnie.
- Ja też byłem kiedyś kolędnikiem, byłem przebrany za króla, miałem na sobie takie kapy. To było jak jeszcze mieszkaliśmy w Lubelskiem w wiosce Strzelce za Chełmem. Bardzo dobrze, że znowu chodzą - uśmiecha się Mirosław Kaczybura.