Reklama

    Nowy numer 11/2023 Archiwum

Camino to nasze życie

Michaela i Piotr Suchanowie z okazji 25. rocznicy ślubu wyruszyli do Santiago de Compostela. Pielgrzymowali od progu swojego domu.

W drodze byli ponad 4 miesiące. Z Mechnicy wyszli o poranku 29 maja 2022 r. Pierwszy postój zaplanowali na Mszę św. w niedalekich Walcach A po śniadaniu, na które zaprosił ich tamtejszy proboszcz, ruszyli przez Głogówek, Olbrachcice, Korfantów ku granicy polsko-niemieckiej. Dalej przeszli przez Niemcy, Francję i Hiszpanię. Do katedry św. Jakuba Starszego w Santiago de Compostela dotarli 3 października 2022 r., a kilka dni później zakończenie camino świętowali na wybrzeżu Atlantyku w Muxi. Na własnych nogach pokonali około 3400 kilometrów.

Od Jakuba do Jakuba

Duch pielgrzymi Michaeli i Piotrowi – a właściwie Peterowi, bo tak mówią do niego najbliżsi – towarzyszy od dawna. Jeszcze nim się poznali, pielgrzymowali w różnych grupach na Jasną Górę. Już jako para chodzili zawsze z piątką fioletową w strumieniu raciborskim. Kilkanaście lat temu Piotr przeżył rozległy wylew. Choć jego stan był ciężki, a rokowania złe, doszedł do siebie. Na nowo nauczył się mówić i chodzić pomimo niedowładu prawej strony ciała. Wrócił na pielgrzymi szlak na Jasną Górę, pieszo też przeszedł Polskę dookoła, dowodząc, że wszelkie ograniczenia są tylko w ludzkich głowach.

Razem z Michaelą myśleli również o camino. – Święty Jakub jest patronem naszego kościoła w Mechnicy, więc coraz bliższa była mi myśl, żeby pójść od Jakuba do Jakuba – dzieli się Peter. A Michaela dopowiada, że ten pomysł na dobre zagnieździł się w ich głowach i sercach w 2017 r. Wówczas przez 2 tygodnie pielgrzymowali na odpust ku czci św. Jakuba drogą portugalską z Porto do Santiago de Compostela. Na ostatnim noclegu – w klasztorze franciszkańskim – rozmawiali z małżonkami z Niemiec, którzy przekonywali, że warto w ten sposób świętować jubileusz. Wtedy do srebrnego wesela brakowało im 5 lat.

Pragnienie było silne, ale i przeszkód nie brakowało. Peter od kilku lat zmaga się nie tylko z konsekwencjami wylewu, ale i z białaczką. – Dwa lata temu znów miałem gorsze wyniki. Lekarka chciała się jeszcze wstrzymać z chemią, ale ja o nią poprosiłem. Myślałem o tym, by w kolejnym roku móc pielgrzymować do Santiago de Compostela – wspomina. Drugą trudnością był przeżyty przez nich ciężki wypadek samochodowy, po którym kolano Michaeli nie było w pełni sprawne.

Ciężka apteczka

Pytani o przygotowania do tak długiej drogi, przyznają, że nie były szeroko zakrojone. – Ani nie planowaliśmy dokładnej trasy, ani nie rezerwowaliśmy noclegów. Wiedzieliśmy, że chcemy przez Niemcy i Francję dojść do Saint-Jean-Pied-de-Port w Pirenejach na granicy francusko-hiszpańskiej, gdzie rozpoczyna się szlak Camino Frances. Nie chcieliśmy mieć planów od A do Z. Chcieliśmy zostawić miejsce Panu Bogu na Jego działanie, być otwarci na to, co będzie się działo i kogo będziemy spotykać. Trasę właściwie modyfikowaliśmy z dnia na dzień – mówi Peter.

– Zabraliśmy po trzy zestawy ubrań. Kupowaliśmy te, które są najlżejsze. Okazuje się, że koszulka może ważyć 150 g, a może też ważyć aż 450 g – opisują małżonkowie. Więcej uwagi poświęcili na przygotowanie apteczki. – Oboje z mężem bierzemy leki, które musimy przyjmować codziennie. Nasza apteczka ważyła ponad 2 kg. Zabraliśmy leki potrzebne na całą drogę i zadbaliśmy o ich zabezpieczenie przed upałami. Na początkowych etapach mieliśmy ze sobą wózek, w którym ciągnęliśmy plecaki. Dzięki temu moje kolano mogło przyzwyczaić się do marszu – wspomina Michaela.

Opowieść o tym, co działo się na tej długiej pielgrzymce, odsłania wielką ufność, jaką małżonkowie z Mechnicy pokładają w Panu Bogu. A także miłość, którą się darzą.

Jednym z krytycznych momentów był ten, gdy powoli przybliżali się do granicy francusko-hiszpańskiej, a Michaeli zaczął mocno dokuczać ból barku. W pewnym momencie była tak wykończona bólem, że gdy tylko położyła się na karimacie, to odpłynęła. Peter mówi, że nawet nie był pewien, czy zemdlała, czy tak szybko zasnęła.

– Kiedy się ocknęłam, Peter nasmarował i wymasował mi bolące miejsce. A ja miałam w myślach jedno pytanie: czy do domu mam wrócić sama, czy z mężem? – wspomina. – Byliśmy już tak blisko celu. Nawet chciałem Michaelę wysłać pociągiem w okolice Santiago de Compostela, gdzie mogłaby zatrzymać się jako wolontariuszka w polskim schronisku, a ja sam szybko pokonałbym Camino Frances. Ale nie wyobrażałem sobie, że miałbym pielgrzymować bez mojej żony. Kocham ją i nie potrafię być długo z dala od niej – dzieli się Piotr. Ostatecznie postanowili iść dalej razem, a bark rozmasowywać i smarować odpowiednimi maściami. – Dzień po dniu coraz mniej mnie bolało – podsumowuje Michaela.

Wdzięczni za dobroć

Ich plecaki wypełnione były intencjami. O modlitwę prosili ich bliscy i znajomi, a także ci, którzy śledzili ich codzienne relacje na FB „Piotr Suchan – pieszo dookoła Polski po wylewie”.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy