S. Rose i s. Teresa były gośćmi tegorocznej pielgrzymki osób konsekrowanych.
Jak zwykle w drugą sobotę maja na Górze Świętej Anny na swojej dorocznej pielgrzymce spotkały się osoby życia konsekrowanego diecezji gliwickiej i opolskiej. Mówiąc wprost: jest to zasadniczo pielgrzymka sióstr zakonnych - zakonników było trzech.
- Nasze dzisiejsze spotkanie ma na celu przede wszystkim nam uzmysłowić, że Kościół jest uniwersalny. Bo my ciągle sobie płaczemy, narzekamy, że ciągle nas mało, nie ma powołań. Szukamy tego przyczyn. Dlatego zaprosiliśmy dwie siostry Franciszkanki Misjonarki Maryi, które pracują w Polsce, ale są z innych kontynentów. S. Rosa pochodzi z Konga, a s. Teresa z Wietnamu. Dwa tygodnie temu w tym samym miejscu generał franciszkanów o. Fusarelli powiedział, że najwięcej powołań do Zakonu Braci Mniejszych jest w Wietnamie. Jest ich bardzo dużo! W tej części świata powołań nie brakuje. Myśmy się wszyscy przyzwyczaili, że wyjeżdżamy na misje. Musimy się teraz przyzwyczaić i przyjąć to, że do nas będą przyjeżdżali, aby nas misjonować. To spotkanie ma nam uświadomić uniwersalizm Kościoła: wszyscy jesteśmy misyjni i wszyscy jesteśmy misjonarzami - powiedział rozpoczynając pielgrzymkę osób konsekrowanych diecezji opolskiej i gliwickiej o. Błażej Kurowski OFM, wikariusz biskupa opolskiego ds. życia konsekrowanego. O. Błażej współorganizował pielgrzymkę z s. Jolantą Radomyską SSpS.
W auli Domu Pielgrzyma zajęta była mniej niż połowa miejsc, co wobec pełnej auli jeszcze kilka lat temu, nastrajało do nostalgicznych czy smutnych przemyśleń, o których mówił o. Błażej. Wystąpienia s. Rose i s. Teresy pomogły rozproszyć te myśli.
Kongijka, która żyje i pracuje w Polsce od 8 lat opowiadała o swojej rodzinie i doświadczeniu chrześcijaństwa w rodzinnym kraju. - Początkiem mojego powołania był widok sióstr Franciszkanek Misjonarek Maryi, które zajmowały się trędowatymi - ludźmi, którymi nikt się nie chce zajmować - mówiła. Po skończeniu liceum pracowała w szkole w odległej od domu i bardzo biednej okolicy. Brakowało jedzenia. Tam zdecydowała, że zostanie siostrą zakonną. Już będąc w zakonie pracowała w szpitalu w Kinszasie, gdy wybuchła epidemia AIDS. - Wielu młodych codziennie umierało. Modliłam się i płakałam, płakałam - opowiadała s. Rose. Potem m.in. przez 3 lata pracowała w Jezuickiej Służbie Uchodźcom - gdy z Rwandy uciekali ludzie przed rzeziami. Przez 5 lat żyła w największym slumsie w Afryce - w Nairobi (Kenia). Ukończyła socjologię na uniwersytecie, była formatorką młodych sióstr zakonnych w Kamerunie i wtedy przełożona generalna zadzwoniła do niej, by przyjęła misję do… Polski. - Aż mi dech zaparło. Był lęk, bo to bardzo trudny język. Ale w Polsce czuję się dobrze, nie czuję się inna, choć jestem inna. Ludzie są bardzo życzliwi i pomocni. A Polska ma wciąż dużo źródeł wiary, mocnych punktów Kościoła: np. wspaniałe sanktuaria maryjne - mówiła s. Rose Tcheza FMM.
Wietnamka s. Teresa Bui Thi Le też opowiadała o rodzinie i swoim kraju (tylko 7 proc. to chrześcijanie, a 50 proc. - ateiści), o czasach kiedy przez 40 lat w Wietnamie nie było księży katolickich, o tym, że zwyczajowo dziewczęta nie uczęszczają do szkół ponadpodstawowych, a mając 15 lat są wydawane za mąż. - Bóg miał dla mnie inne plany. Po ukończeniu uniwersytetu wstąpiłam do zakonu - mówiła. Po ślubach wieczystych została skierowana do Polski. Żyje tu od 6 lat. - Kiedy mam problem i trudne życiowe sytuacje odnajduję moc w adoracji. Bóg zawsze wtedy mówi do mojego serca i łączy swoją wolę ze mną i innymi - wyznawała s. Teresa.
W Polsce siostra zajmuje się diasporą wietnamską. Wśród 40 tys. Wietnamczyków w Polsce są 2 tys. chrześcijan. - W Wietnamie naszym powołaniem jest pomaganie biednym. Wielu ludzi żyje w nędzy: bez butów, bez wody, bez prądu, nawet ubrań im brakuje. Ale nie chcę mówić źle o moim kraju. Chcę łączyć Wietnamczyków w Polsce i Wietnamie dzieląc się i pomagając biednym - mówiła.
- Słowa sióstr pozwalają nam głębiej pomyśleć o swoim powołaniu. Jakiego by miejsca na świecie nie dosięgnąć to wszędzie praca misyjna sióstr, braci i kapłanów jest bardzo ważna. Siostry pracują w takich miejscach gdzie inni nie docierają, albo się boją dotrzeć. Chociażby do trędowatych. Trzy razy w życiu widziałem ludzi trędowatych i to jest obraz, który człowiek zapamiętuje na całe życie - podsumowywał o. Błażej Kurowski.
Po spotkaniu w Domu Pielgrzyma siostry przeszły do bazyliki św. Anny Samotrzeciej, gdzie Mszy św. w ich intencji przewodniczył bp Waldemar Musioł.