- Rozwala mnie to, że on ciągle mówił, że za mało kocha Boga i to jak mocno dążył do tego, żeby kochać Boga jeszcze bardziej - mówił ks. Józef Krawiec.
Wspólnota „Barki” na rekolekcje w drodze wyrusza od lat, co wiosnę. Program duchowy jest prosty: dużo modlitwy (poranna Msza św. z jutrznią po pobudce, Różaniec, Koronka, Regina Coeli), dużo słuchania konferencji w drodze i dużo chodzenia w pięknych krajobrazach. Plus – i to jest bardzo ważne, a trudne do opisania – nieduża wspólnota złożona z żyjących w Barce i przyjaciół tej wspólnoty. Przewodnik: ks. Józef Krawiec, założyciel Barki. Obok niego w tym roku skład był następujący: dwie Agnieszki, Jola, Lucyna, Grażyna z Piotrem, ks. Marcin Jakubczyk, Boguś, Rafał, Dawid i niżej podpisany. Treść rekolekcji zakończonych wczoraj (trwających od niedzieli 12 maja): ks. Franciszek Blachnicki, założyciel Ruchu Światło–Życie, jego życie i duchowość. Miejsce: Gorce, Pieniny, Tatry Wysokie – a więc tereny, gdzie rozkwitł ruch oazowy.
W kilkanaście godzin po zakończeniu bardzo intensywnych dni naprawdę trudno jest zebrać wszystkie wątki, myśli, przeżycia, zachwyty i najgłębsze poruszenia ducha. Był tego taki ogrom. Wspaniała niespodzianka w postaci zaproszenia do łopuszniańskiego domu ks. Józefa Tischnera i jego brata prof. Mariana Tischnera oraz bratanka prof. Łukasza Tischnera. Spotkanie z nimi i z dwoma synami pana Łukasza. Szlak kard. Wojtyły i ks. Blachnickiego prowadzący na górę Wdżar w Kluszkowcach. Odwiedziny grobu ks. Franciszka Blachnickiego w Krościenku i centrum oazowego na Kopiej Górce. Wyczerpujący marsz w słowackich Tatrach Wysokich Doliną Staroleśną do Chaty Zbójnickiej (w dzień zamachu na premiera Słowacji). Pierwsze mocne podmuchy halnego na szczycie Czarnej Góry pod Krzyżem Jubileuszowym. Falujące morze traw pienińskiej hali w drodze do Trybsza. Wieczorne rozmowy przy stole, dzielenie się przeżyciami dnia. Poczucie wspólnoty i wzajemna otwartość, której katalizatorem był Boguś, barkowicz. Niesamowita gościnność i serdeczność, a także wiara naszych gospodarzy w Groniu – pani Ani i pana Władka oraz ich rodziny.
Lisek w Dolinie StaroleśnejSylwetkę duchową ks. Blachnickiego i jego życie – zwłaszcza w czasie okupacji, kiedy w celi śmierci doznał duchowego przebudzenia i w czasie uwięzienia za komuny, gdy przeżywał swoje kolejne nawrócenie – poznawaliśmy dzięki konferencjom ks. Andrzeja Muszali zebranym w audiobooku „Dekalog wolnego człowieka. Ksiądz Franciszek Blachnicki” i osobistym zapiskom i listom ks. Blachnickiego zebranym w książce-audiobooku „Rekolekcje więzienne”.
– Rozwala mnie to, że on ciągle mówił, że za mało kocha Boga i to jak mocno dążył do tego, żeby wciąż kochać Boga jeszcze bardziej. W miłości nigdy nie ma przesytu – mówił ks. Józef Krawiec w homilii podczas ostatniej Mszy św. w pokoju gościnnym naszych gospodarzy.
-– Mimo doświadczeń jakie Bóg mi daje, moje serce przy Nim już na zawsze pozostanie. Nie umiem już bez Niego żyć – mówi mi Rafał, barkowicz, który swoje nawrócenie przeżył 5 lat temu w więzieniu w Koronowie, w czasie kiedy umierała jego mama. Pokazuje mi różaniec, którego paciorki wytarte są już od modlitwy.
Dawid, kolejny barkowicz, mówił niewiele – bo mówi trochę niewyraźnie. Pewnie wstydzi się tego, ale przede wszystkim bardzo mu to utrudnia życie i załatwianie codziennych spraw. Wzrusza mnie jednak Dawid mocno – byliśmy współlokatorami w jednym pokoju – np. kiedy po cichutku, powoli otwiera w nocy drzwi toalety, żeby mnie nie zbudzić (a i tak nie śpię). I kiedy klęczy przed Najświętszym Sakramentem, gdzie może spokojnie wypowiedzieć to, co ma w sercu – bez obawy, że będzie niezrozumiany.
Wieczorem w przeddzień odjazdu za kolorową szybką w drzwiach naszego pokoju pojawia się zarys uśmiechniętej twarzy trzeciego barkowicza – Bogusia. Otwieram. Oczy mu błyszczą. Kto go zna, to szybko nie zapomni tego radosnego, zawadiackiego wyrazu twarzy. – Bo ja na dole z panem Władkiem Różaniec odmówił, wiesz. I jeszcze Apel, wiesz. Będę święty! (uśmiech jeszcze mocniejszy). Do nieba pójdę! – mówi. – A żebyś wiedział, że pójdziesz – mówię. – W butach pójdę! – uściśla Boguś (zwany Bodziem, czasem Bodzisławem, a nawet Bodzimirem). – Tego to nie wiem – studzę jego zapał, którego ostudzić się i tak nie da.
Następnego dnia pod wieczór pod kasztanem w folwarku Kaczorownia (dom Barki k. Strzelec Opolskich) są łzy płynące i tłumione, gorące słowa i serdeczne, mocne uściski na pożegnanie. Rekolekcje skończone.
Więcej w "Gościu Opolskim" na 2 czerwca.