Te spotkania umacniają wiarę, zmieniają, a "Górka" staje się drugim domem - mówią uczestnicy 28. Święta Młodzieży.
Zakończyło się Mszą św. o północy i koncertem. W wydarzeniu, odbywającym się od 15 do 20 lipca na Górze Świętej Anny, wzięło udział prawie 300 osób. Spotkaniu młodych towarzyszyło hasło „Ślad", podyktowane wielkim jubileuszem franciszkańskim obchodzonym w tym roku: to 800 lat otrzymania stygmatów przez św. Franciszka.
Jak zwykle podczas tych dni były wspólna modlitwa, codzienna Eucharystia, konferencje, spotkania w grupach, świadectwa zaproszonych gości, wieczorne koncerty i nabożeństwa. A pomiędzy tym czas na rozmowy, spowiedź, adorację Najświętszego Sakramentu, a także skorzystanie z pomocy poradni.
Pierwszej Eucharystii - w annogórskiej bazylice przewodniczył bp Waldemar Musioł. W drugim dniu - franciszkańscy neoprezbiterzy, którzy udzielali też prymicyjnego błogosławieństwa.
- Kiedy miałem 18 lat, przyjechałem tu na Święto Młodzieży. Byłem wtedy bardzo nieśmiały, prawie nic nie mówiłem, ale się zachwyciłem tą atmosferą, tym, że mogłem spotkać ludzi, którzy są młodzi, a są w Kościele. Nawiązałem przyjaźnie, co przychodziło mi bardzo trudno i chciałem tu wracać. I tak stopniowo zacząłem się otwierać na Boga i na drugiego człowieka. Tu też doświadczyłem, że bracia franciszkanie są „normalni” że bywają niewyspani, mają różne humory, osobowości, że się śmieją. Może to też pomogło, że po latach sam założyłem habit braci mniejszych. Dlatego zachęcam do przyjazdu tutaj, mówię „Choć, zobacz” - opowiada o. Dolindo, neoprezbiter, który przyjechał z Borek Wielkich, ale już za kilka tygodni wyrusza do Norwegii.
Kolejne konferencje przybliżały, jak odkrywać w sobie Boży ślad, zaangażować się w świecie, by także zostawić w nim swój dobry ślad, ale też wskazywały na złe ślady, które inni mogą na nas odcisnąć - złe doświadczenia, zranienia, których nie da się wymazać, ale które Bóg potrafi uzdrowić. O to, żeby rozruszać uczestników zadbali podczas koncertów DJ Wojciech Tabaka, Muode Koty i Agyntki Band.
Wśród zaproszonych gości byli muzycy z zespołu Muode Koty i instagramerzy: Bartłomiej Orchowski#JesusPower, Weronika@zbogiemsprawa, założycielka profilu Kato_Single czy Wojciech Czuba@slimak_na_pustyni. Pokazywali, jak odnaleźć tam Boga, głosić Dobrą Nowinę w sieci, dzieląc się swoimi przemyśleniami albo znaleźć za pośrednictwem internetu bratnią duszę bądź swoją drugą połówkę. A przy tym zachować równowagę pomiędzy życiem w sieci a w realnym świecie. Także jak Pan prowadzi nas swoimi ścieżkami.
Jeden z gości - Bartłomiej Orchowski. Karina Grytz-Jurkowska /Foto GośćBartłomiej Orchowski to marynarz, oficer nawigacyjny na statkach offshorowych, sportowiec w trójboju siłowym, mistrz świata w podciąganiu z obciążeniem.
- Wyszedłem z katolickiej rodziny, ale początkowo była to wiara taka tradycyjna, niezbyt żywa. Kiedy byłem przed maturą wizyta Świadków Jehowy, z którymi zaczął rozmawiać mój brat spowodowała, że zaczęliśmy zgłębiać naszą wiarę, szukać odpowiedzi na pytaniea, które stawiali. Pojechaliśmy na takie spotkanie młodych. Wyruszając powiedziałem Bogu, że chciałbym Go poznać, pójść za nim, jeżeli jest. I rzeczywiście tam Pan Bóg odcisnął na mnie swój ślad, spotkałem Go serce w serce, i to mnie zaczęło przemieniać. Życie z Bogiem nie jest łatwe - w pracy, na treningach każdy szczegół, decyzja jest ciągłym wybieraniem Boga - nie tylko w słowach, ale w czynach, stylu życia. Ja nie potrafię dawać super rad. Dzielę się z wami tymi małymi wycinkami z mojego i naszego życia (Bartłomieja i jego narzeczonej, Zuzi - przyp. KGJ), bo chcę wam powiedzieć jedno: Zaufajcie Bogu! Duch Święty daje siłę, pragnienie rozwoju. Człowiek wierzący to nie jest człowiek nudny. Nie zamykajcie się w swoich schematach, bądźcie wolni. Bóg to wolność i miłość, która nas prowadzi. Nie bójcie się pójść za Nim - przekonywał.
Na tegorocznym ŚM było wiele nowych osób, ale dla „bywalców” sporym wzruszeniem i radością było zobaczenie przy ołtarzu dawnego „Dream teamu” poprzednich edycji, czyli o. Teofila Niewińskiego OFM, który wrócił niedawno z Ziemi Świętej, o. Kamila Tymeckiego, obecnie pełniącego funkcję gwardiana na Górze Świętej Anny oraz o. Urbana Bąka OFM z Głubczyc. O. Teofil wygłosił w środę słowo Boże, nawiązując do życia świętego Piotra oraz do swojej posługi w Tabghdze. Miejsce to, położone tuż nad Morzem Tyberiadzkim, wywarło na nim duże wrażenie.
- To tam trzykrotnie Jezus zapytał św. Piotra, czy go kocha - po tym, jak Piotr trzy razy się Go zaparł. I to nie tylko Pana Jezusa, ale też swojej wspólnoty, Kościoła, tych, z którymi trzy lata chodził i swoich korzeni, siebie. I kiedy zdruzgotany wrócił w to miejsce i do dawnych zajęć, czyli łowienia ryb, Pan Jezus przychodzi, podnosi go i daje mu zadanie. Dlatego to miejsce daje mi nadzieję, kiedy myślę, że jestem beznadziejny, sponiewierany przez życie. I chcę wam powiedzieć, że też możecie stanąć przed Nim i powiedzieć Mu wszystko to, co wam leży na sercu - tłumaczył.
Dawny "Dream team" czyli o. Teofil, o. Kamil i o. Urban... Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość- Kazania, konferencje i nabożeństwa bardzo trafiają w serce i pozwalają jakoś bardziej odczuć obecność i miłość Pana Boga. Na Górkę jeżdżę od lat, bo pochodzę z franciszkańskiej parafii i chętnie tu wracam. To wielka radość i duma, widzieć młody aktywny Kościół i być jego częścią. Potrzebujemy takich śladów, którymi, nawet gdy przeżywamy w życiu różne burze, możemy kroczyć choćby na oślep, wiedząc, że prowadzą nas w dobrym kierunku - stwierdza Adam Mazurek z Wrocławia.
Wieczorne, klimatyczne nabożeństwa były okazją do uwielbienia, adoracji, ale też przypomnienia sobie i odnowienia przyrzeczeń Chrztu św., zapalenia na nowo świecy od paschału czy otrzymania franciszkańskiego błogosławieństwa. Wyjątkowym akcentem podczas tegorocznego ŚM były konferencja o stygmatach, które otrzymał św. Franciszek i spektakl Teatru A z Gliwic, przedstawiający jego życie. Reżyserem i scenarzystą był Mariusz Kozubek z Teatrem A i zaproszonymi gośćmi, a postać św. Franciszka kreował Marcin Omylak.
- Spektakl powstał w 2007 r. Cudownie, że nadarza się okazja, by przedstawić go młodym ludziom, w tym miejscu. Używamy klasycznych środków wyrazu typowych dla teatru ulicznego. Ta postać jest niesamowita, niezwykła, wymyka się wszelkim schematom i pomysłom, by pokazywać go tylko w aureoli czy infantylizować jako tego, który głaszcze zwierzątka. To święty, który ukochał człowieka, niezwykle wrażliwy społecznie, na krzywdę ludzką a jednocześnie bardzo radykalny. To stygmatyk, mistyk, który jest bardzo blisko ludzi, ale i Boga opowiada twórca spektaklu - opisują twórcy.
- Spektakl był bardzo emocjonujący i żywiołowy, zrobił na nas duże wrażenie. Znałyśmy wcześniej życiorys św. Franciszka, ale tak pokazany odbierało się zupełnie inaczej. Pokazywał wiele rzeczy, które musiał przeżyć, nim wypełnił swoją misję i został świętym. Jesteśmy na ŚM po raz pierwszy i bardzo nam się podoba. Ludzie są bardzo otwarci i przyjaźni. Łatwo też zapoznać się i przestawić na taki zupełnie inny rytm dnia, znaleźć czas na modlitwę - opowiadają Oliwia Węgrzyn i Anna Kapij z Opawicy.
Spektakl Teatru A był bardzo sugestywny. Karina Grytz-Jurkowska /Foto GośćNajliczniejsza, licząca ok. 40 osób grupa przyjechała na ŚM z Głubczyc.
- Jesteśmy z różnych parafii, dołączyło też kilka osób z zaprzyjaźnionej Opawicy. Ja jeździłem na ŚM jeszcze jako kleryk i bardzo mi się tu podobało, więc jak zostałem wikarym, to chciałem tu, wraz z o. Urbanem zabrać młodzież. Udało się i rok temu i teraz. Myślę, że warto, bo tu można pogłębiać swoją relację z Bogiem, ale też z innymi - podsumowuje ks. Wojciech Hejczyk, wikariusz parafii Narodzenia NMP w Głubczycach.
Cała grupa przyjechała również z Zawadzkiego. Część była już rok temu i namówiła kolejne osoby.
- Są świetne konferencje - wynosimy z nich cenne refleksje, jest burza myśli w głowie i różne przemyślenia. Najfajniejsze jest to, że jesteśmy tu jedną wielką rodziną, a to jest nasz drugi dom, każdy może tu znaleźć przyjaciół, może powiedzieć, co myśli i nie czuć się oceniany, nie ma wyśmiewania. Także Msze św., dzięki scholi i ojcom przeżywa się zupełnie inaczej. To bardzo odświeża przeżywanie wiary. Nawet jak ktoś nie jest wierzący, a przyjechał tu, to jest moment, kiedy może usłyszeć, że wielu innych też było daleko od wiary albo mieli wątpliwości, a potem odnaleźli drogę do Boga. A podczas spotkań w grupach można się poznać, zintegrować. I nawet jeśli spotykamy się tu z niektórymi raz w roku, są te relacje, można rozmawiać godzinami - opowiadają Marta Skrabania, Karolina Jędrzej i Andrea Hirsch z Zawadzkiego oraz Martyna Polaczkiewicz z Żędowic.