- Tym, co charakteryzuje tegoroczną pielgrzymkę, jest obecność na szlaku wielu młodych ludzi oraz dzieci - mówi ks. Daniel Leśniak.
Rzeczywiście są grupy, które liczebnie zdominowała młodzież. Przykładem niech będzie piątka czerwono-żółta z Raciborza. Są też grupy, w których nieodłącznym elementem są liczne dziecięce wózki.
- Obecność na szlaku wielu młodych ludzi i dzieci ze swoimi rodzicami jest tym, co w tym czasie pielgrzymowania jest bardzo radosne, a także bardzo, bardzo obiecujące, bo przecież te dzieci mają okazję - jak to się mówi - łyknąć pielgrzymkowego bakcyla. Jest szansa, że w przyszłości będą chodzić na pielgrzymki - mówi ks. Daniel Leśniak, główny przewodnik trwającej 48. Pieszej Pielgrzymki Opolskiej na Jasną Górę.
Jedną z rodzin na szlaku są Justyna i Marcin wraz z Dominikiem, Mateuszem i Pauliną, którzy pielgrzymują w jedynce żółtej.
- Zawsze chodziliśmy na pielgrzymki, a kiedy dzieci zaczęły pojawiać się na świecie, to stwierdziliśmy, dlaczego nie pójść razem z nimi. Postanowiliśmy, że jeśli tylko choroba czy jakaś inna przeszkoda nas nie zatrzyma, to co roku będziemy jako rodzina szli razem. Powiedzieliśmy sobie, że chcemy pielgrzymować razem albo w ogóle. Tak samo jest przecież w życiu, że we wszystkim jesteśmy razem - mówi Marcin. - Oczywiście logistycznie musimy wszystko opanować i podzielić z żoną obowiązki. Już wieczorem przygotowujemy ubrania, a nawet jedzenie, a rano najpierw my wstajemy, przygotowujemy wszystko, co potrzebne do drogi, a dopiero potem wstają dzieci, tak pół godziny przed godziną startu. Ubieramy je, dajemy im jedzenie, myjemy ząbki i wychodzimy na zbiórkę grupy - wyjaśnia.
W drodze doskonale sprawdza się sporych rozmiarów podwójny wózek z dużymi kołami, którym są wstanie wjechać wszędzie. Kiedy zabierali zwykły wózek spacerowy, to przejechanie nim czwartkowego i piątkowego etapu po piaskach na leśnych ścieżkach, stawało się niemal niemożliwe.
Najstarsza z trójki z dzieci, Paulinka, już chętnie idzie na przedzie grupy, a nawet niesie krzyż czy pielgrzymkowy znaczek. Oko na nią mają wszyscy pielgrzymi w grupie. Młodszy, Mateusz, już w tamtym roku na własnych nogach przeszedł prawie całą trasę. A najmłodszy Dominik na razie głównie jedzie w wózku, a biega na postojach.
- Niesiemy nasze intencje. Modlimy się o zdrowie i o duchowy rozwój w niełatwych czasach, jakie mamy - podsumowuje Marcin.
W kluczborskiej dwójce pomarańczowo-czerwonej pielgrzymuje Aleksandra z trójką dzieci: Hanią, Helą i Maksem. W czwartek na szlaku dołączył do nich Maciej. - Mąż nie dostał urlopu, więc wykorzystuje dni wolne, by być z nami w drodze: czwartek i sobotę. Chodziliśmy na pielgrzymki jeszcze przed ślubem, a potem zabieraliśmy na szlak także dzieci. Właściwie nawet w pandemii chodziliśmy, ale ostatnio mieliśmy przerwę i już przed rokiem mocno boksowałam się z myślą, żeby wrócić na szlak. Wtedy się nie udało, ale w tym roku idziemy. Wiedziałam, że będę żałować, jeśli nie zabiorę dzieci chociaż na jeden dzień - przyznaje Aleksandra z parafii św. Jana Nepomucena w Opolu-Sławicach.
W dwójce pomarańczowo-czerwonej też pielgrzymują dzieci. Anna Kwaśnicka /Foto Gość- Dzieci są zadowolone, nawet zbyt dużo nie marudzą. Doceniam to, że jak zaczynają narzekać, to zawsze znajdzie się obok ktoś, kto weźmie je za rękę, zagada, pomoże przetrwać kryzys. Dodam, że wszystkie dzieci noszą kamizelki odblaskowe, więc nawet jak idą z kimś z przodu grupy, to je widzę. Zresztą i ja, i pozostali pielgrzymi pilnujemy, żeby poruszały się tylko poboczem, a nie od strony drogi - mówi. - Bardzo dziękuję grupie za wsparcie. Mam też wrażenie, że dzięki obecności dzieci, wszystkim pielgrzymom idzie się trochę łatwiej. W końcu i my dorośli mamy w drodze różne kryzysy, a uśmiech dziecka czy jakieś jego słowo, naprawdę pomagają - dodaje.
Nie ukrywa, że pielgrzymka jest bardzo wymagającym czasem. - Uczymy się cierpliwości do siebie nawzajem, uczymy się pokory i miłości do najbliższych. Dzieci na mnie polegają, co chwilę czegoś ode mnie chcą, a ja też mam momenty trudne, chwile dużego zmęczenia, dlatego muszę szukać w sobie zasobów miłości i modlę się o to, żeby dotrwać do końca. Doświadczenie pielgrzymki wzmacnia więzi rodzinne. Chcemy być razem na szlaku, to dla naszej rodziny ważny czas. Dziękujemy Panu Jezusowi i Matce Bożej za opiekę, jaką przez cały rok roztaczają nad nami, prosimy też o potrzebne łaski dla naszej rodziny, a przede wszystkim uwielbiamy Pana Boga. Mimo że jesteśmy wykończeni fizycznie, to nabieramy sił duchowych - przyznaje Aleksandra.
W drodze Hania i Hela chętnie towarzyszą ks. Mateuszowi Mytnikowi, przewodnikowi dwójki pomarańczowo-czerwonej. Najmłodszy Maks raczej pilnuje się mamy. Dziewczynki skaczą, biegają, śpiewają. Nawet na postojach szybko ładują baterie i zbyt długo nie zostają bezczynne. A to znajdzie się jakiś mały kociak, którego można głaskać, a to ktoś zagada albo czymś poczęstuje.
To naprawdę cieszy, że na pielgrzymkowym szlaku na Jasną Górę można spotkać wiele rodzin.