- Może uda się zamieszkać na wiosnę. Tragedia jest tragedią, ale pomoc jest niesamowita - mówi Alojzy Witoń, sołtys Wronowa (parafia Skorogoszcz, gmina Lewin Brzeski).
Wronów to niewielka wieś. - 40 numerów tu jest. I wszystko było zalane - mówi długoletni sołtys Wronowa Alojzy Witoń. Pamięta dobrze powódź z 1997 r., już wtedy od dwóch kadencji był sołtysem i jest nim nadal, bez przerwy. Mieszkańców tu jest ok. 150. Wokół pola - podmokłe, a na niektórych jeszcze stoi woda. Od powodzi mija 4. tydzień. A właściwie trzeba by napisać, że nie „mija”, a „trwa”. Czwarty tydzień powodzi. Nie tylko dlatego, że woda została w murach starych domów Wronowa, ale że dla ludzi tu mieszkających powódź - a przynajmniej jej nieszczęsne skutki - wcale się nie skończyła. W kilku domach słychać pracujące wiertarki udarowe i frezarki skuwające mokry tynk. Od domu do domu przemieszcza się grupa żołnierzy z Wojskowego Zgrupowania Zadaniowego „Brzeg”, którzy pomagają w pracach porządkowych w ramach akcji Feniks.
Wronów położony jest w gminie Lewin Brzeski i należy do parafii pw. św. Jakuba Apostoła w Skorogoszczy. To jedna z tych miejscowości na zachodzie diecezji opolskiej, które za miedzą mają już archidiecezję wrocławską. Położona jest u ujścia Nysy Kłodzkiej do Odry. „W okolicach dziewiczych terenów zalewowych – starorzecza Nysy Kłodzkiej”, jak czytam na tablicy na placyku rekreacyjnym urządzonym przy wiejskim stawku. Na stoliku pod wiatą stoi sześciopak wody mineralnej. Na placyku nie ma nikogo, w promieniu stu metrów też nie widzę. Woda w stawku wiejskim ma kolor kawy zbożowej, do której jakby nie dolano należnej miary mleka. Dzień jest chmurny, dżdżysty i szarobury jak szkielet wypłukanej z ozdób korony żniwnej, która spoczywa pod wiatą. Drogi, pobocza, podwórka - zabłocone. Zastanawiam się czy tu był bruk, czy asfalt. Raczej nie ten ostatni, bo jego resztek nie widać. Drogi wyłożone kamiennym brukiem widocznie sprawdzają się w czasie powodzi, bo nie widzę w nim uszczerbków - podobnie było w Boboluszkach w gminie Branice przy moście: bruk został, a położony na nim asfalt powódź zmyła bez trudu. Porzucam rozmyślania nieodrodnego syna inżyniera dróg i mostów.
Przy świetlicy wiejskiej, gdzie gromadzone są dary płynące do mieszkańców, kręci się grupa żołnierzy. Pakują dary do worków i roznoszą do domów, w których są ludzie. - Najtrudniejszy w tej sytuacji jest stan techniczny budynków. Bardzo, bardzo niewiele osób ma możliwość mieszkania w swoich domach. Mieszkańcy wkładają ogrom pracy w remontowanie domów, była masa wolontariuszy, ale w tej chwili aura nam nie sprzyja i idzie ku zimie. Trzy ekipy nadzoru budowlanego sprawdzały stan zabudowań we Wronowie. Cztery budynki nie nadają się zupełnie do zamieszkania, zostały wyłączone z użytkowania. A większość pozostałych czasowo nie nadaje się do zamieszkania, wymagają remontu. W tej chwili we Wronowie mamy 16 zgłoszeń od mieszkańców, którzy chcą na swoim podwórku postawić kontenery mieszkalne. Burmistrz Lewina Brzeskiego zadeklarował, że gmina utwardzi im teren na posadowienie takiego kontenera. Obecnie część mieszkańców ma zapewnione noclegi w Lewinie Brzeskim, a część w Brzegu - mówi Wioletta Kruk-Jaromin koordynatorka ds. Wronowa w Urzędzie Miasta w Lewinie Brzeskim.
Pod numerem 7 we Wronowie jest dom sołtysa. - Cztery rodziny tylko tutaj w czasie powodzi zostały, ale były pod opieką ciągłą. Reszta była wyewakuowana do Łosiowa. My wróciliśmy tu po tygodniu. Służby się bardzo dobrze spisały według mojego uznania. Z całego kraju napływa pomoc, wojsko, strażacy, gmina stara się jak może - są tu dwie koordynatorki pani Wioletta Kruk i pani Ewa Bruchel codziennie tu pracujące. Przez lata bycia sołtysem, już od czasu powodzi w 1997 roku, posiadłem też znajomości wśród księży z Tczewa, Ustronia. Te parafie oraz proboszczowie z ościennych miejscowości - Lewina Brzeskiego i Łosiowa, oczywiście także nasz proboszcz ks. Tomasz, nam teraz bardzo pomogli. To samo ks. Piotr Bekierz, który był proboszczem w Skorogoszczy w czasie pierwszej powodzi. On się teraz pierwszy odezwał i był już u nas z pomocą. Zresztą telefonów miałem tysiące. Chciałbym wszystkim, którzy nam pomogli w imieniu całej naszej wsi podziękować. Tragedia jest tragedią, ale pomoc jest niesamowita z każdej strony - podkreśla sołtys Wronowa.
Pan Alojzy z żoną Krystyną przyjeżdżają do swojego domu tylko na kilka godzin dziennie: podłączyć osuszacze, nakarmić kury. - Za jakiś czas to wszystko ogarniemy. I może uda się zamieszkać na wiosnę - mówi. Państwo Witoniowie mają trzy córki, to dla nich ogromne wsparcie, podkreślają. Mimo, że córki w Lewinie i Wronowie też zostały zalane. Kolega jednej z nich skuwa tynk w sąsiednim pokoju. - W tej chwili nawet jest lżej niż w 97, bo wtedy mieliśmy gospodarstwo hodowlane i trzeba było jeszcze starać się o bydło i tuczniki. A teraz pies został wywieziony i jest z nami, kot uciekł i wrócił za tydzień. Więc jesteśmy szczęśliwi, bo mamy też nasze zwierzęta wokół siebie - mówi Krystyna Witoń. - Wtedy, w 97 r. wielką podporę miałem w żonie, bo ja byłem w szpitalu, a ona się wszystkim zajmowała - dodaje Alojzy Witoń.
- Moi rodzice osiedlili się we Wronowie po wojnie. Ja się tutaj urodziłam, więc jest wielki sentyment dla tego miejsca. Dzieci chciałyby, żebyśmy się stąd przeprowadzili. A ja wracam do tego brudu, smrodu… - głos pani Witoń zawiesza się.
- Nie płacz, kochanie… - mówi ciepło pan Alojzy. - Ale to puszcza tak… - odpowiada pani Krystyna.
- Musimy żyć. Mobilizujemy się nawzajem. Przede wszystkim dla dzieci, które są takie kochane. Mimo, że choroby nas też nie oszczędzają - mówi Alojzy Witoń.
- Nawzajem się wspomagamy, bo trzeba żyć. A ja - tak nawiasem mówiąc - ukojona jestem w modlitwie. To mi daje ciszę i spokój - dodaje cicho pani Krystyna.
- Musisz być Krysiu silna, przeżyjemy to razem - mówi pan Alojzy.
Żegnamy się serdecznie. Wychodzę wzruszony, z poczuciem, że spotkałem ludzi, na których spadło nieszczęście, ale ich wewnętrzne piękno i dobroć - tak, miłość też - są większe niż największe nieszczęścia.