- Kiedy przyjmujesz własną śmierć, wtedy jest trochę łatwiej - o swojej pracy oficera prasowego na froncie wojny z Rosją opowiadała w Opolu Oxana Chorna.
Wczoraj (7 marca) w Centrum Dokumentacyjno-Wystawienniczym Niemców w Polsce - oddziale Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Opolu - odbyło się spotkanie z Oxaną Chorną, autorką zdjęć prezentowanych na wystawie "Walczą, leczą, ratują. Ukraińskie kobiety w obiektywie Oxany Chornej".
Oxana Chorna jest profesorką ekonomii, a obecnie szefową Wydziału Komunikacji 23 Samodzielnej Brygady Zmechanizowanej Sił Zbrojnych Ukrainy - por. Oxaną Chorną.
- W 2015 r. zgłosiłam się na ochotnika do wojska jako pomoc medyczna. Już wtedy czułam wewnętrzny przymus, że muszę bronić naszego kraju. Kiedy w 2022 r. rozpoczęła się wojna pełnoskalowa, wróciliśmy z mężem z Omanu, bo pracowałam tam na uniwersytecie jako profesor. Już trzy lata jesteśmy na wojnie. Na początku pracowałam znowu jako ratownik medyczny, a potem zostałam oficerem prasowym - mówiła autorka.
Jednym z efektów jej pracy są zdjęcia żołnierzy, żołnierek, lekarek i lekarzy, wolontariuszy i oddziałów przeciwstawiających się w "strefie zero" (obszar walk frontowych) agresji rosyjskiej. Na wystawie prezentowanej w Opolu pokazane są zdjęcia 16 kobiet i spisane przez nie same ich historie tego, jak trafiły na front. Kobiety nie są objęte powszechnym poborem i trafiają do wojska jako wolontariuszki. Podpisują kontrakt, który obowiązuje aż do końca wojny. Nie można się z niego wycofać. W niektórych - rzadkich - przypadkach mogą być z kontraktu zwolnione (np. pobyt w niewoli rosyjskiej, ciężkie rany). - Na froncie mamy 99,9 proc. chłopaków, kobiet jest bardzo mało. Są lekarkami, sanitariuszkami, kierowcami, pracują w sztabach, są kucharkami, a bardzo rzadko żołnierkami - mówiła O. Chorna.
Uderzający w ponadgodzinnej rozmowie prowadzonej z autorką w języku polskim przez prof. Antoninę Kalinichenko z UO, współtwórczynię tego wydarzenia, był brak patosu, egzaltacji, a nawet moralnych potępień Rosji czy obecnej politycznej wolty amerykańskich przywódców. Fakty i obrazy mówiły same za siebie - O. Chorna opowiadała historie sfotografowanych kobiet, w tym wolontariuszek z USA czy Polski.
- Dziewczyny, które chcę fotografować, zwykle uważają, że nie robią nic nadzwyczajnego, że nie są żadnymi bohaterkami, robią to, co należy. A to naprawdę nie jest łatwo pójść na wojnę na ochotnika - mówiła. Przyznawała, że wojna, front nie są "miejscem dla kobiety". Nie epatowała jednak szczegółami (podobnie, jak jej zdjęcia nie prezentują najdramatyczniejszych momentów wojny - śmierci, ciężkich ran etc.). - Prawda, warunki są bardzo trudne. Ale kiedy my jesteśmy obok, to mężczyźni czują się pewniej. I nie powiedzą "nie", kiedy mają wykonać jakieś zadanie. A jednocześnie, gdy ginie na froncie dziewczyna, to jest to o wiele cięższe, bardziej demoralizujące żołnierzy niż śmierć chłopaka - tłumaczyła.
Podczas dyskusji z publiczności padło pytanie o obecny stan psychiczny żołnierzy ukraińskich: czy jest pozytywny, czy odwrotnie. - Nie wiem, jak stan psychiczny może być pozytywny na froncie. Jest bardzo ciężko. Czuje się zmęczenie, bo to już trzy lata non-stop. Ale walczymy, bo nie mamy innego wyjścia. Albo walczymy, albo zginiemy. Strach jest stałym, normalnym stanem. Nie boi się tylko człowiek durny - mówiła por. Chorna.
Niezwykle przejmująco zabrzmiało jej osobiste wyznanie o tym, jak pewnego razu odmówiła wyjazdu po rannych żołnierzy z powodu wielkiego lęku, który ją opanował. - Miałam po tym wielkie wyrzuty sumienia. Kiedy następnym razem miałam pojechać po rannych na linię frontu, pojechałam. Wtedy w drodze powiedziałam sobie, zdecydowałam wewnętrznie, że już zginęłam na tej wojnie. Wszyscy, którzy walczyli, zginęli. Wcześniej albo później, ale zginęli. Tak samo ja już zginęłam. A w tym czasie, w którym jeszcze jestem żywa, muszę zrobić coś, żeby jak najwięcej pomóc innym. Tak to wygląda - przyjmujesz własną śmierć i wtedy jest trochę łatwiej - mówiła spokojnie.
Wystawę można oglądać do końca kwietnia. Towarzyszy jej katalog z historiami sfotografowanych kobiet oraz pocztówki z tymi zdjęciami.