Wycieczka do Bílej Vody przynosi aż zbyt wiele materiału do przeżyć i przemyśleń.
Starsza kobieta, wyglądająca na około siedemdziesięcioletnią, usiadła na krześle w pierwszej sali Muzeum w Bílej Vodzie i patrzy na mnie, w oczach mając łzy.
– Ach, maminka mi říkala, ze museli sbalit všechno do jednoho kufru – mówi i pokazuje na walizki stojące na wystawie jako eksponaty. Niestety, żałuję, ale nie znam czeskiego, by wsłuchać się w jej opowieść. Tylko smutny kiwam głową. Niby współczuję, staram się, ale nie mając słów – cóż mogę zrobić? A ona zaczyna po prostu płakać w tym Muzeum Bílá Voda, siedząc na krześle przed walizką.
Prawdopodobnie jest córką Niemców sudeckich wypędzonych stąd po II wojnie światowej (z samego tutejszego powiatu jesenickiego – sto tysięcy). Ale przecież może być i tak, że jest dzieckiem... zakonnicy. Jednej z tych, które były internowane w Bílej Vodzie przez prawie pół wieku, od roku 1950, i wszelkimi sposobami przymuszane lub zachęcane do porzucenia życia zakonnego. One też do Bílej Vody przyjechały z jedną walizką.
„Nagrodą za zdjęcie habitu było nawet 60 000 koron” – czytałem wcześniej na wystawie poświęconej czechosłowackim zakonnicom internowanym w Bílej Vodzie. Nie jest tam opisane, ile spośród prawie 11 tysięcy internowanych w całej Czechosłowacji sióstr porzuciło habit. Bo historia bilovodskich zakonnic – a w innych miejscach internowania było podobnie – jest przede wszystkim historią wieloletniej wierności w warunkach politycznych i społecznych Czechosłowackiej Republiki Socjalistycznej, naszych południowych sąsiadów, za czasów komunistycznych nazywanych „braćmi”.
Celem przeprowadzonej przez czechosłowackich komunistów w roku 1950, w dzień św. Wacława, patrona Czech (28 września), Akcji „Ř“, była likwidacja żeńskich zakonów. Pierwszą jej fazą było internowanie wszystkich w miejscach odosobnienia: strzeżonych, kontrolowanych i nadzorowanych. W warunkach ciężkich do życia. To historia, o której wciąż wiemy chyba zbyt mało – choć jest nie tylko arcyciekawa, ale i pouczająca. Niesamowite jest też to, że parę metrów od Polski, co więcej – od terenu naszej diecezji, działy się historie tak dramatyczne. Tyle, że „braci” oddzielała wtedy mocno strzeżona granica.
Bílá Voda to najbardziej na północ wysunięta gmina Republiki Czeskiej, otoczona z trzech stron terenem naszego kraju. Kilka, może dziesięć, może siedem metrów za prezbiterium kościoła pw. Nawiedzenia NMP stoi słup graniczny, oddzielający Bílą Vodę od Kamienicy, parafii w diecezji opolskiej. Kiedyś te miejscowości – położone blisko drogi z Paczkowa do Złotego Stoku – były jedną wsią, ale I wojna śląska podzieliła ją między Austrię i Prusy i tak zostało do dziś.
„Muzeum izolacji, internowania i integracji” opowiada o historii tej miejscowości w Górach Rychlebskich (po naszemu – Górach Złotych), ale przede wszystkim o historii zakonnic, z których 750 znalazło miejsce wiecznego spoczynku na miejscowym cmentarzu. Pierwsze siostry zakonne z różnych zgromadzeń przybyły do Bílej Vody w liczbie 143. W 1951 roku nastąpił podział zakonnic według wieku. „Młodsze siostry przemieszczono do hoteli robotniczych fabryk przemysłu lekkiego, gdzie włączano je do młodej kadry robotniczej, licząc na to, że zaciekawione życiem cywilnym skuszą się do opuszczenia zakonu” – czytam lakoniczny opis na wystawie. Ileż w tym zdaniu pomieściło się ludzkich dramatów.
W roku 1960 było tutaj ponad 350 sióstr z 15 zakonów i zgromadzeń. W 1988, na rok przed Aksamitną Rewolucją, która obaliła komunizm czechosłowacki, w 20 domach żyło 415 sióstr z 16 zgromadzeń i zakonów. Wszystkich mieszkańców – łącznie z siostrami – było tu wtedy nieco mniej niż 600. Po Aksamitnej Rewolucji, od roku 1992 siostry zaczęły opuszczać Bílą Vodę. Ostatnie, ze zgromadzenia św. Wincentego a Paulo, wyjechały na Słowację w roku 2002. Przez cały okres internowania sióstr w Czechosłowacji zlikwidowano 720 klasztorów i izolowano ponad 10 tysięcy zakonnic w 33 ośrodkach internowania.
Do Bílej Vody po 11 latach od ostatniej wizyty przyprowadziła mnie… „Bílá Voda”, powieść Kateřiny Tučkovej, największy bestseller ostatnich lat w Czechach (sprzedano ponad 100 tys. egz.). Teatry grają spektakle oparte na tej powieści, a katolicki wydział teologiczny Uniwersytetu Karola w Pradze zorganizował międzynarodową konferencję na temat fenomenu książki.
Na biurku Soňi Puziovej z bilovodskiego muzeum, obok różnokolorowych różańców i pamiątek, stoi egzemplarz polskiego tłumaczenia powieści Tučkovej. – Trochę w niej pomieszane są fakty i fikcja, ale zainteresowanie książką przyciąga do zwiedzania naszego muzeum – mówi mi Puziová.
W powieści niezwykle zainteresował mnie wątek czechosłowackiego Kościoła podziemnego (niepoddającego się władzy, ostro i brutalnie prześladowanego) i jego związków z siostrami w Bílej Vodzie. – Nic w kronikach sióstr z czasów internowania na ten temat nie ma. O tym się nie pisało, bo to byłoby bardzo niebezpieczne – tłumaczy mi Soňa Puziová. – Ale przyjeżdżają do nas ludzie i opowiadają mi o Ludmile Javorovej, która wciąż żyje w Brnie i chodzi do swojej ulubionej cukierni – uśmiecha się rozmówczyni.
Javorova (92 l.) jest jedyną spośród kilku kobiet wyświęconych przez biskupa Kościoła podziemnego Felixa Davídka znaną z nazwiska. Stała się prototypem głównej bohaterki powieści „Bílá Voda” - s. Ewarysty.
Jest tutaj jeszcze jedna ważna postać z powieści Tučkovej, a przede wszystkim bohaterka tutejszych ludzi od ponad czterystu lat. Cudowna figurka Matki Bożej z Dzieciątkiem z Bílej Vody. XV wiek, gotyk, pracownia Wita Stwosza. Dziś jej wierna kopia stoi nad tabernakulum kościoła Nawiedzenia NMP nieco poniżej obrazu znakomitego jezuickiego malarza barokowego Ignaza Raaba. Kościół jednak jest zamknięty. Msza jest tylko w niedzielę, a przed wejściem znak „zakaz fotografowania”. Szyby w drzwiach oddzielających przedsionek od nawy kościoła zasłonięte są zieloną siatką ogrodową o gęstych oczkach. Nie tak łatwo dotrzeć do cudownej figurki.
Kupuję sobie za to w muzeum - w ramach rekompensaty - intensywnie zielony, drewniany różaniec z kopią zdjęcia tej figurki i idę na cmentarz, gdzie spoczywa 750 sióstr czeskich i słowackich. Jak to u sióstr – wszystko jest w dokładnym porządku, równiutko. Każde zgromadzenie ma inny rodzaj nagrobków. Groby często porośnięte są miniaturowymi różami – białymi, różowymi, czerwonymi.
Jedna z sióstr z Bílej Vody w roku 1991, kiedy zakonnice mogły już opuścić to miejsce, napisała krótki wiersz: „Przede mną, Panie, pojawiają się wydarzenia minionych czasów. Panie, patrzę na swoje życie ze zdumieniem. Wspomnij, Boże, na tajemnicze rany, według Twojej woli dopuszczone, Boże mój”.