Data i świętowanie 15 sierpnia było swego czasu niewygodne. Bardzo. I to z dwóch powodów, które warto przypomnieć, a może i wilka z lasu wywołać.
Powód pierwszy. Otóż, powód pierwszy to religijna istota uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Bo przecież polski świat pod rządami komunistów miał być światem wolnym od jakichkolwiek treści religijnych. Katolickich treści. Bo te liczyły się w tej rozgrywce najbardziej. Zatem nie Boże Narodzenie, a Gwiazdka. Nie św. Mikołaj, a Dziad Mróz. Nie Zmartwychwstanie Chrystusa, a Wielkanoc sprowadzana do Zajączka. I tak dalej. Komuniści mieli dużo czasu, tak im się zdawało, i w związku z tym cierpliwie, małymi krokami retuszowali albo i rujnowali tysiącletnią chrześcijańską tradycję narodu. Komu ja to przypominam... Cóż, moje pokolenie powinno pamiętać, ale tak mi się zdaje, że ta pamięć coś jakby mgłą zachodziła. Może dlatego, że po siedemdziesiątce po prostu nośniki pamięci są mniej wydajne. A może dlatego, że spora część ówczesnego społeczeństwa mimo wszystko uległa ateizującej propagandzie. Dlatego więc warto delikatnie przypominać nie tak dawne czasy, gdy 15 sierpnia był najzwyklejszym roboczym dniem w państwowym kalendarzu.
Powód drugi. Otóż, tak się złożyło w roku 1920, gdy ważyły się losy odradzającej się Polski, że tego właśnie roku i w to właśnie święto w militarnej rozgrywce zdecydowała się przyszłość Polski, a także Europy. Sowiecka armia przegrała Bitwę Warszawską. Zbieg okoliczności wojennych? Czy Cud nad Wisłą? Nie mnie wygłaszać opinie. A to, że niebo różnymi sposobami do mieszkańców ziemi przemawia, nie ulega wątpliwości. Język nieba jest jednak subtelny, trzeba się wsłuchać, trzeba namysłu, trzeba rozwagi. Aby z jednej strony nie wziąć głosów ziemi za głos nieba i aby z drugiej strony nie zlekceważyć tego, co niebo do nas mówi, zostawiając nam wolność przyjęcia bądź odrzucenia prawdy. Zwykle niepojętej...
Wróciło już do naszych kalendarzy święto Wniebowzięcia. Bez wątpienia był to krok w kierunku normalności i poszanowania naszej wielowiekowej tradycji. Z drugiej strony można się obawiać, że ów zbieg dwóch wątków świętowania - religijnego i militarnego - jest trochę niefortunny. Inna rzecz, że w historii naszego narodu i państwa te dwa wątki nieraz się splatały. Wystarczy przypomnieć, że wschodnie Kresy, które przedmurzem chrześcijaństwa zwano, osłaniały nie tylko Polskę, ale i Europę (Unii jeszcze nie było...) przed zalewem tureckim, mahometańskim. A i szwedzki potop był wojną także religijną, narzuconą nam przez luteran. Rozbiory niosły ze sobą również element narodowy połączony w jedno z religijnym: ze strony pruskiej - protestantyzm, ze strony rosyjskiej - prawosławie. Pamięć historyczna tamtych wieków tkwi w nas do dzisiaj i powoduje, że łatwiej wiążemy oba wątki - religijny i narodowy - także w obchodzeniu sierpniowego święta.
Świętem już nie tylko mieszającym motywy religijny z ojczyźnianym, ale wręcz utożsamiającym obydwa jest trzeciomajowe święto Matki Boskiej Królowej Polski, niosące w sobie rocznicę uchwalenia Konstytucji (tylko tamta ma prawo do dużej litery, bo też i konstytucja rangi wielkiej i historycznej). Za czasów PRL komuniści w ogóle ignorowali ten dzień, a i Konstytucję eliminowali z pamięci narodowej. Świat kręci się wokół osi dziejów i tak się obrócił, że i to święto znalazło się znowu w publicznym kalendarzu.
Byłem wtedy proboszczem na Śląsku, w okolicach, które nie tyle do Polski wróciły, co w efekcie wojenno-politycznych ruchów z Polską zostały związane. Ich mieszkańcy z dawien dawna byli dwujęzyczni - polskim i niemieckim językiem się posługiwali. No i 3 maja jest Msza św. Mówię kazanie, trochę lawiruję, żeby parafianom nie stwarzać dyskomfortu - po raz pierwszy i to od zawsze w tym kościele dzień Królowej Polski na świątecznie! Wyczuli mnie i to moje lawirowanie. Po Mszy w zakrystii kościelna mówi: "Farorzu, u nos mogecie godać »Królowo Polski«. Żodyn sie nie pogorszy" - co w przekładzie znaczy: "Proboszczu, u nas możecie mówić »Królowo Polski«. Nikt się nie pogniewa". Zrozumiałem. Skoro idziemy do tego samego nieba, skoro czytamy tę samą Ewangelię, skoro tyle świąt wspólnie obchodzimy, to dlaczego mielibyśmy nie uznać i nie uszanować fundamentalnej jedności wiary? A z drugiej strony - jeśli temu, co jest świętem wiary usiłujemy nadać charakter wyłącznie narodowy, nie dziwmy się odrzuceniu takiej manipulacji. Materia jest nader delikatna, nieraz była wykorzystywana w jedną czy w drugą stronę. Jesteśmy na ziemi, ale w drodze do nieba. To zobowiązuje.