W niedzielę, 5 października po raz 11. ulicami Opola przeszedł Marsz dla Życia i Rodziny.
Już po raz 11. w niedzielę, 5 października ulicami Opola przeszedł Marsz dla Życia i Rodziny. Tym razem hasłem było "Przyszłość dzieci w naszych rękach".
Jak podkreśla Krzysztof Kazanowski, prezes Stowarzyszenia Rodzin Katolickich Diecezji Opolskiej, które z Diecezjalną Fundacją Ochrony Życia zorganizowało wydarzenie, idea jest prosta i zawarta w nazwie. Przyznaje, że podjęli się przygotowania go i zachęcają wszystkich do udziału, bo dzisiejsze czasy nie sprzyjają ani rodzinie, ani życiu ani wartościom.
- Maszerujemy, by pokazać, że dzieci, ich radość i rodziny, które są miejscem, gdzie one mogą wzrastać, gdzie życie jest przekazywane dalej, są najważniejsze na ziemi. To jest naturalne i normalne, dlatego afirmujemy życie od poczęcia do naturalnej śmierci idąc z radością i śpiewem - mówi.
Marsz dla Życia i Rodziny w Opolu- Zależało nam, by ten marsz był naprawdę świętem, promowaniem rodzin i życia, a nie bycie przeciwko komuś. Chcieliśmy, by był pozytywny przekaz - stąd barwne baloniki, naklejki, bałwanek Olaf, muzyka i transparenty, by pokazać, że życie w rodzinie to nie tylko obowiązki i troski, ale też radość, uśmiech i miłość - dodaje Miron Jaworowski, wiceprezes Stowarzyszenia Rodzin Katolickich Diecezji Opolskiej.
K. Kazanowski odnosząc się do tegorocznego hasła tłumaczy, że to rodzice powinni mieć najważniejszy, decydujący głos w kwestiach wychowania, także w którą stronę ma iść edukacja. Zaznacza jednak, że w wychowaniu najważniejszy jest przykład, a dla dzieci pierwszym przykładem są rodzice. - One cały czas nas obserwują i naśladują - wskazuje.
Marsz wyruszył z placu św. Sebastiana. Prowadzili go Rycerze Kolumba z opolskimi harcerkami, za nimi orkiestra pod dyr. Marcina Wróbla i opolska grupa uwielbieniowa z flagami, a potem rodziny, starsi, dzieci, także siostry zakonne i okoliczni księża. W sumie ok. 200 osób, bo w trasie dołączali kolejni. Wśród uczestników był także Bawer Aondo-Akaa, znany działacz pro-life z Krakowa, który przyjechał na Marsz, a na końcu dziękował za opowiedzenie się w ten sposób za życiem i prorodzinnymi wartościami. I tak barwny korowód przeszedł ulicami Śródmieścia na plac Wolności. Tam Zespół Pieśni i Tańca Opole zaprezentował wiązankę tańców ludowych, a potem wszyscy ruszyli do poloneza. Po nim bawili się też przy bardziej współczesnych hitach, a zakończono wspólnym zdjęciem.
- Taka liczba uczestników cieszy. Cenne jest to, że organizują to osoby świeckie i że tak wiele ludzi się w to włącza. To pokazuje, że takie naturalne rzeczy jak rodzina, dzieci są ważne - zauważa ks. Jerzy Dzierżanowski, diecezjalny duszpasterz rodzin. Przyznaje, że jest potrzeba promowania rodziny, zwłaszcza w obecnych czasach, bo jest wiele zagrożeń, lęku i niepokoju rodziców o dzieci, a system wartości, na których opiera się rodzina jest niszczony, lekceważony. Dlatego warto pokazywać rodziny, to, że bycie razem, więzi, relacje są bardzo ważne, bo pęd życia, cyfryzacja, brak głębi w relacjach i życiu duchowym przyczyniają się do kryzysów, wypalenia w życiu osobistym, ale i w rodzinach. - My jako DFOŻ działamy na polu, gdzie z różnych przyczyn zawiodła rodzina. Spotykamy się ze zranieniami, pustką młodych ludzi, dramatem dzieci, które nie miały rodziny czy wręcz były w niej zagrożone. Stąd najważniejszy kierunek to profilaktyka - wzmacnianie zdrowej rodziny, po to by takich sytuacji było jak najmniej - podkreśla.
Marsz dla Życia i Rodziny w Opolu - polonezDla państwa Anny i Roberta Wilskich to trzeci Marsz w Opolu, ale jeszcze wcześniej byli na innych. Tym razem przyjechali z Chrząszczyc z synkami Stasiem i Pawełkiem.
- Tu już nasz szósty lub siódmy Marsz, bierzemy w nich udział, bo wyznajemy wartości rodzinne. Uważam, że w obecnych czasach rodzina to najwyższa wartość i trzeba ją promować. W wielu miejscach jest pewna nagonka - dzieci przeszkadzają w przestrzeni publicznej, w restauracjach, hotelach, nawet jeśli są grzeczne, zdarzają się złe spojrzenia czy słowa. Wychowanie nie jest łatwą sprawą, ale warto. Dzieci dają dużo radości, satysfakcji, spełnienia, odkrywa się z nimi nowe horyzonty - opowiada pani Anna.
Jolanta Gracz przyjechała z mężem z Nowej Rudy, z Ziemi Kłodzkiej, by razem z córką Anią, jej mężem i dziećmi pójść na Marsz. - Dzieci nas zaprosiły, więc przyjechaliśmy. To dwie godziny drogi, a jest okazja się spotkać - dbamy o to, bo to jest bardzo ważne. Już byliśmy na Marszu u siebie, w Świdnicy, więc ta inicjatywa nie jest nam obca. Wychowanie nie jest łatwe, dzieci to dar. One nie są nasze, a tylko nam dane, dostajemy je na pewien czas. Nie uważamy się za wyjątkowych rodziców. Sami pragnęliśmy mieć i tworzyć rodzinę, a że się udało - to siła modlitwy i opieka Pana Boga. Patrząc z perspektywy naszego małżeństwa z przeszło trzydziestoletnim stażem najważniejsze jest, by w rodzinie była odpowiednia hierarchia. Najważniejszy dla żony powinien być mąż, a dla męża żona, dopiero potem dzieci. Oczywiście one są bardzo ważne, ale musi być, także dla nich ten przykład miłości małżeńskiej - przyznaje.