Grób bawarskiego majora, który zginął od pruskiej kuli

Kto tego nie rozumie albo nie chce zrozumieć, ten szkodzi obecnym i przyszłym losom tej ziemi.

Piszę to w nocy z Wszystkich Świętych na Dzień Zaduszny i jest to fantastyczny moment w roku, o czym nie trzeba przecież nikogo przekonywać. Sprawy nieziemskie łączą się i mieszają z ziemskimi.

I ja te godziny bardzo lubię. Nie tylko przywołują miniony świat i ludzi, ale budzą dużo myśli. Serce kieruje się oczywiście w stronę naszych zmarłych bliskich. Ale ja nie o tym, bo po co? Każdy to przeżywa.

Mnie zawsze w te chwile porusza również grób, który odwiedzam od lat. Leży w nim major Kajetan Salezy von Spreti, dowódca bawarskiej artylerii,  który zginął od armatniej kuli koło „świyntego Jona” między Reńską Wsią a Koźlem podczas oblężenia pruskiej twierdzy Koźle przez Wielką Armię Napoleona w lutym roku 1807. O szczegółach może innym razem, ale teraz ważne jest jedno: Bawarczyk ginie od pruskiej kuli.

Ten grób istnieje do dziś i jest zadbany, palą się na nim znicze, stoją kwiaty. To być może najstarszy grób w naszym regionie, zachowany do dziś. 100 lat po śmierci majora von Spretiego obok jego grobu przygotowano mogiłę dla mojego pradziadka Theodora Siegmunda, który zmarł bardzo młodo. Jego grób też trwa do dziś. Pochowana w nim jest także jego żona Berta Pohl, która zmarła kilkadziesiąt lat później. A obok spoczywa jej drugi mąż, Jan Pohl, którego pamiętam i który był dla mnie „Opą Pohlem”. Mówił na mnie „Andrzik” i palił fajkę. Mówił też - kiedy wszyscy razem słuchaliśmy w kuchennej izbie radia „Tatry” - że „Andrzik pojedziemy w Tatry na natry” (tak, natry, bo on po śląsku do mnie mówił i polskie słowo mu się jakoś nie zakorzeniło idealnie).

Tak więc bawarski artylerzysta - zresztą zdolny, bo zdobył np. twierdzę Wrocław - otoczony jest moją rodziną. I dlatego ta rodzina tzn. żyjący jej członkowie, opiekowali się i opiekują się nadal grobem Bawarczyka. Moja Oma (babcia) Maria miała zacięcie historyczne i skontaktowała się z rodziną von Spreti, informując ich, że grób ich przodka jest na cmentarzu w Reńskiej Wsi, jest zadbany i żeby się nie martwili. Były czasu PRL-u, z Niemiec zachodnich - jak wiadomo mieszkali tam sami rewizjoniści, odwetowcy i wojenni podżegacze - nikt wtedy nie mógł do Reńskiej Wsi przyjechać. Prapraprawnuk majora przyjechał dopiero kiedy w Polsce upadł komunizm, który - jak wiadomo - krzewił braterstwo między narodami. Potomek majora podarował kozielskiemu muzeum bezcenne dary: pamiętnik Kajetana Salezego i jego szkice wojenne.

I tak nad grobem majora von Spretiego myślę o tym, że były czasy, kiedy Bawarczycy (uogólnijmy, że dla Francuzów) o ten kawałek ziemi walczyli z Prusakami. Że losy Śląska są naprawdę przedziwne i że trzeba mieć szacunek do nich, nie zaprzeczać im, ani ich nie deprecjonować czy przemilczać. Oraz, że zawsze trzeba dbać o groby ludzi. A kto tych spraw nie rozumie, albo nie chce zrozumieć, albo co jeszcze gorsze - cynicznie je wykorzystuje do skłócania ludzi, ten jest kiep.

Nie mówiąc już o tym, że takie niezrozumienie" zwykle szkodzi obecnym i przyszłym losom tej ziemi: śląskiej i całej polskiej.

Grób bawarskiego majora artylerii z roku 1807 w Reńskiej Wsi
Gość Opolski
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..