Nowy numer 15/2024 Archiwum

Słyszysz? Dzwony grają!

Ja od pół wieku wciąż mieszkam pod dzwonnicami. A dzwony - jak żywe stworzenia - odzywają się różnymi dźwiękami, głosami, nastrojami. Zawsze uroczyście.

Do Istambułu przyleciałem po 22, dla mnie była to północ. Dojazd do miasta, hotel, kolacja. Zasnąłem na kamień przy uchylonym oknie.

Zbudził mnie okropny krzyk dochodzący z zewnątrz. Dniało. Skoczyłem do okna, otworzyłem szeroko. W odległości może stu metrów wznosił się minaret (w nocy był niewidoczny). Muezzina na galeryjce nie dostrzegłem, ale były głośniki. Wiedziałem - sługa Allacha wzywa wiernych do pierwszej tego dnia modlitwy. Zmówiłem przy oknie „Kiedy ranne wstają zorze”. Usiłowałem zasnąć.

Po kilku dniach przyzwyczaiłem się do owego modlitewnego wołania. Stało się elementem tła. Za każdym razem odpowiadałem krótką modlitwą, moją, naszą, chrześcijańską. Przecież Allach bismillach - W imię Boże, nieprawdaż?

Jakiś tydzień później byłem już w Damaszku. To było przed tymi wszystkim strasznymi wojnami. Pełen kontrastów Damaszek był łaskawy, nie było minaretu naprzeciw hotelu - wielkiego, pałacowego.

Tu od świtu do zmroku królował inny hałas - trąbiących samochodów. Jedziemy autokarem. Dżalil - zwraca się pilotka do kierowcy - czemu trąbisz tą dużą trąbą? Tu mieszka mój szwagier! No i dziwić się, że cały Damaszek wypełniony dźwiękiem klaksonów małych i wielkich, melodyjnych i ryczących.

A tego dnia zbudziła mnie cisza. Tak cicha, że dotykalna, wręcz gęsta. Co jest? Koniec świata przespałem? Wyszedłem na balkon, jeden mercedes toczył się szeroką ulicą... Po dłuższej chwili olśnienie: przecież dziś jest piątek! „Ich” jakby niedziela. Ta cisza też jest modlitwą ku czci Najwyższego. Zatem pokłoniwszy się przed Wszechobecnym zmówiłem „Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu...”

Turcja zeświecczona, Istambuł szczególnie. Damaszek - do cna muzułmański. Wrażenie na mnie zrobiła kilkusetosobowa gromada mężczyzn modlących się razem w meczecie Omajadów, gdzie czczone są relikwie głowy proroka Jana znad Jordanu...

No i te chwile modlitwy na ulicy, placu, gdziekolwiek - gdy przychodziła pora. Modlitwa jest częścią ich życia, krajobrazu, kultury. Trzeba choć na jakiś czas tego doznać właśnie na ulicy muzułmańskiego miasta, by poczuć niedosyt, że u nas chrześcijan tego nie ma. A było inaczej:

Na Anioł Pański biją dzwony,
Niech będzie Maria pozdrowiona,
Niech będzie Chrystus pozdrowiony…
Na Anioł Pański biją dzwony,
W niebiosach kędyś głos ich kona…

- pisał kiedyś Kazimierz Przerwa-Tetmajer. Umierającemu papieżowi Janowi XXIII grały w duszy dzwony jego rodzinnego Bergamo. Słyszysz? - pytał. To była melodia jego duszy, jego życia.

Ja od pół wieku wciąż mieszkam pod dzwonnicami. A dzwony - jak żywe stworzenia - odzywają się różnymi dźwiękami, głosami, nastrojami. Zawsze uroczyście. I na „anioł Pański”, i na Mszę wołają, i nowonarodzone dziecko witają, i „na skonanie” płaczą.

W jednej z parafii dzwon wołał także do modlitwy „przeciw Turkom”. Ludziska już nie pamiętali dlaczego, ale każdego tygodnia pamiętała pani Katarzyna, dzwonniczka. Owo „contra Turcos” wyczytałem w starym, sprzed 300 lat protokole wizytacyjnym. Pewnie i dziś podobne dzwonienie byłyby potrzebne. A my tylko zaprzątnięci relokacją uchodźców.

Mieszkam pod kolejnymi dzwonnicami. I śpiew tych ogromnych, spiżowych ptaków nie tylko mi nie przeszkadza, ale jest piękny. W dni powszednie - solo. W świąteczne - chórem.

Wsłuchany w śpiew dzwonów rozróżniam każdy z nich. Inny ton, inna barwa, a wszystko zestrojone w jedną, bynajmniej nie monotonną pieśń. Tak, nie monotonną - bo każdy dzwon ma inną częstotliwość bicia dyktowaną jego wielkością i przyciąganiem ziemskim. Następstwo niejednakowych odstępów powoduje nakładania się i przenikanie uderzeń. I choć to nie dzwony z Bergamo, to wciąż grają mi w duszy.

A komuś w Opolu przeszkadzają. Nie on pierwszy, który sięgnął po administracyjno-sądową broń, by dzwony uciszyć, a przynajmniej wyciszyć.

Żal mi tego człowieka. Brakuje mu w sercu tych wszystkich skojarzeń, które ja i tysiące ludzi ma. Skojarzeń bogatych, wyrastających z tradycji, z modlitwy, z poczucia piękna i tego dzwonowego elementu krajobrazu. Z krajobrazu i tradycji Europy. Może ona dlatego kona? A może dźwięk dzwonu w co niektórych ludziach jakiś moralny rezonans budzi? Nie wiem, ale wykluczyć nie można.

A sądy? No cóż, kierują się kodeksami. Tyle, że miara ulicznego czy przemysłowego hałasu nie przystaje do piękna wołania dzwonów. Panowie sędziowie, a zgubiliście drugą przesłankę wyroku, decyzji i uzasadnienia?

Orzecznictwo! No, może ono jest na korzyść owych nadwrażliwych. Tego nie wiem. Coś by tu jednak trzeba uściślić w prawodawstwie, a w orzeczniczej praktyce brzydotę hałasu od piękna gry dzwonów odróżnić.

Ooo! Od chwili słychać okropną, ograną od lat melodyjkę. Słychać ją z odległości wielu kilometrów. Ileż to decybeli? Lodziarz jedzie i tak przez jakąś godzinę będzie przecinał przestrzeń okolicy ostrzem tych dźwięków. Zamknąłem okno, niewiele pomogło. Wiem, on z tego żyje, ale mógłby pracować trochę ciszej. Nie pójdę do sądu.

Ciekawe, kiedy administracyjne przepisy zakażą używania sygnałów karetkom i strażakom. No i policji. Także rządowym kolumnom. Jeśli dobrze się orientuję, to ich sygnały mają wymagany wysoko określony poziom dźwięku. Podejrzewam niespójność w prawie ekoakustycznym. A może by Ktoś się o to upomniał, bo gderanie felietonisty to za mało.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy