Nowy numer 13/2024 Archiwum

Konieczne TAK

Jest sprawą oczywistą, że program pozytywny, ten na „tak”, musi stać się podstawą i punktem wyjścia wszystkiego.

Bez fundamentalnego poczucia moralnego „nie”, świata ani samych siebie nie odnajdziemy. Pisałem przed tygodniem, że „jeśli wymażemy owo NIE, to żadne TAK sensu mieć nie będzie”. Jest sprawą oczywistą, że program pozytywny, ten na „tak”, musi stać się podstawą i punktem wyjścia wszystkiego. Od programów politycznych, po dążenia osobiste. Od spraw wielkich – po drobiazgi dnia powszedniego.

Czy to był drobiazg? Ogień ogarnął łąkę i zarośla, mój Tato poszedł zawiadomić zakładową straż pożarną. Poszedł, bo telefonów nie było w powojennym czasie. Widzę mego Tatę, jak szybkim krokiem idzie, a droga wiodła przez kłęby białego dymu lizanego płomieniami ognia. Znika w ogniu i dymie, ja z Mamą przy oknie… Wszystko skończyło się dobrze. Ja wiedziałem, właśnie: wie-dzia-łem, że skończy się dobrze. Przecież to mój Tato… W jego pośpiechu, zdecydowaniu, w machnięciu ręką (a wszystko śmierdziało dymem) było zakotwiczone jakieś mocne TAK. Zresztą w jego opowieściach z obu wojen – bolszewickiej  w 1920 roku i tej na dwa fronty z lat 1939–45, nieraz widziałem, właśnie: widziałem to samo TAK. Niektóre rzeczy musisz spełnić, czy to małe, czy wielkie, wszak są opatrzone pieczęcią „TAK”. Dwaj bracia mego Taty zginęli w roku 1920 i mają zaszczytne groby na cmentarzu obrońców Lwowa. Ich ojciec, mój dziadek uratował przed wysadzeniem w powietrze piękny lwowski dworzec. Dwadzieścia lat później siostry Taty działały w podziemiu i wylądowały na Syberii. Po latach wróciły. Ich brat zginął zamęczony na Łąckiego…

Chwalę się swoją rodziną? Nie. Podziwiam tych i takich ludzi, co to mają w głębi duszy jakieś niezniszczalne moralne TAK. Bez względu na cenę, a ze względu na dobro, którego bronić i przy którym stanąć było trzeba. Była to ojczyzna, była to wiara, była to „zwykła” ludzka przyzwoitość, była wierność danemu słowu. Ceną nader często było życie. Myślę, że każdy z nas ma wokół siebie ludzi tej właśnie formuły. Ma, albo miał – bo oni w swoim czasie już zapłacili cenę najwyższą. Bohaterską cenę? Oni tego tak nie nazywali. Celnie oddają to słowa przekazane przed śmiercią przez Inkę Siedzikównę: „Powiedz babci, że zachowałam się, jak trzeba”.

Czy tylko czas wojny potrzebuje zdecydowanych ludzkich postaw na TAK? Bynajmniej. Głębokiego, ludzkiego wartościowania i decydowania potrzeba w każdym czasie. Poczynając od spraw drobnych i małych – a przecie w ludzkim życiu nieuniknionych. Potrzebnych w codzienności domowej, sąsiedzkiej, społecznej. „Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w drobnej rzeczy jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie” (Łk 16, 10). Banalnie proste wydaje się to zdanie z Ewangelii; padło z ust Jezusa. Ta prosta, oczywista, zdroworozsądkowa zasada wyrasta z codzienności, lecz pełnię znaczenia zyskuje w wielkich, trudnych, społecznych – aż po państwowe problemach wielkiej rangi. Na naszych oczach, a może i z jakimś naszym udziałem dzieje się historia. Nasze „tak” bądź „nie” – maleńkie, na pozór niewiele znaczące – może się okazać nie tylko ważne i wielkie, ale decydujące o losach całych społeczeństw. Czasem dzieje się to nieomal przypadkowo. Najczęściej jednak dostrzegamy głębszą warstwę rzeczywistości.

Dostrzegali, a co najmniej na wszelki wypadek brali pod uwagę ową warstwę, ludzie budujący po roku 1945 Polskę. I ci wierni tradycji patriotycznej, i ci sowieckiej obediencji. Miałem parafianina, żołnierza bitwy o Monte Cassino. Gdy po kilku latach nabrał do mnie zaufania, na osobności pokazał mi swoją książeczkę wojskową ze stosownymi, historycznymi wpisami. „Oni”, czyli budowniczowie komunistycznej Polski, nie potrzebowali go, ale przecież otoczyli go swoją „czujnością”. Książeczkę ukrył. Nawet jako stary i schorowany człowiek był „pod opieką”. To ilustracja tego, jak przewrotna władza bała się nawet ludzi już dla reżymu niegroźnych. Bali się nawet rzeczy małych, bo czuli w nich to moralne „TAK”, które traktowali jako zagrożenie dla systemu politycznego, któremu służyli.

Wydaje się, że choć inaczej, to przecież tamte, minione obawy wracają – po obu zresztą stronach (bo strony są wciąż „obie”). Jeśli obawy wracają, to dobrze. Ewangeliczna układanka z drobnych okruchów się składa, by z czasem zyskać wielkość i siłę nowego świata.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy