„Zdrowaśki” mają moc. To nie średniowieczna magia czy tajemne zaklęcia. To wiara w ojcowską dobroć Boga.
Dlaczego dziś temat modlitwy? Bo wciąż brzmią mi w głowie podziękowania duszpasterza, który kilka dni temu w wypełnionej po brzegi annogórskiej bazylice dziękował za modlitwę w trudnym doświadczeniu choroby. Pojawiła się nagle, rozłożyła na łopatki. Można się poddać, można narzekać, można się buntować, ale lepiej zaufać Bogu, a także poprosić innych o modlitwę.
Odzew był ogromny. Nie sposób byłoby zliczyć osoby, które przez blisko pół roku modliły się – i nadal się modlą – o zdrowie i łaski potrzebne w długim procesie rehabilitacji. Modliły się dzieci i młodzież, zwłaszcza z parafialnych grup Dzieci Maryi, modlili się członkowie Róż Różańcowych z całej diecezji, siostry zakonne i księża.
Więc – gdy słyszy się zapewnienie odzyskującego siły: „Wiem, że to dzięki waszej modlitwie mogę tutaj być” – jak nie wierzyć słowom Jezusa: „Proście, a będzie wam dane” (Łk 11,9)?
W tak wielu sytuacjach dostaję prośby o modlitwę – przed trudnym egzaminem na studiach, przed zbliżającym się porodem, przed ważnym spotkaniem, od którego wiele zależy, przed podróżą. Czasem przychodzą mejlem albo sms-em, zdarza się, że dotyczą całkiem nieznanych mi osób. Po prostu znajomi przesyłają wiadomości od swoich znajomych. O czym warto wtedy pamiętać? Tak, o pouczeniu św. Jakuba Apostoła: „Módlcie się wzajemnie za siebie”.
Modlitwa ma sens. Tutaj. Teraz. Kto w to wątpi, niech uwierzy świadectwom tych, którzy stają na własnych nogach, wsparci modlitwą innych.