Tony ziemi trzeba było przerzucić, by pozyskać okruchy błyszczącego złota. I nie dla siebie – jak niegdyś w Clondike, a dla biskupa lub cesarza (wzajemnie wydzierali sobie te tereny).
Piękna, złota jesień. Dziesięć minut jazdy i jestem w miejscu, gdzie złoto nie jest przenośnią. Od wieków pozyskiwano tu cenny kruszec. Lubię tę dolinę, choć w wyobraźni słyszę narzekania, a pewnie i przekleństwa kopaczy, płuczkarzy, strażników. Nie było tak romantycznie, jak na urządzanych tu co roku mistrzostwach płukania złota. To była ciężka harówa. Tony ziemi trzeba było przerzucić, by pozyskać okruchy błyszczącego złota. I nie dla siebie – jak niegdyś w Clondike, a dla biskupa lub cesarza (wzajemnie wydzierali sobie te tereny). By wypłukać złoto z ziemi i pokruszonych skał, trzeba było wody. Dużo wody.
Jest potok, dziś zwany Olešnice (bo to po czeskiej stronie, tuż przy granicy). Kilkaset lat temu inżynierowie poprowadzili więc od potoku kanał. Płynie do dziś. Lubię spacer jego krętą linią. Jest odnogą Oleśnicy, ale płynie aż do Złotego Potoku – pokonując dział wodny! Jak ów mierniczy sprzed wieków zdołał tak precyzyjnie wytyczyć trasę kanału? A uczynił to swoimi prostymi instrumentami. Miejscami woda płynie wolno, bardzo wolno. Gdzieniegdzie robi wrażenie, że się zatrzymuje, by zacząć płynąć pod górę. Voda téče do kopce – mówią Czesi, pewnie tak jest naprawdę.
No i sam kanał – nie tylko wykopany, ale lewy jego brzeg przemyślnie ukształtowany z kruszywa i ziemi, nieprzepuszczalnego iłu i humusu, by rośliny związały wszystko. Mimo upływu czasu nie rozsunął się, a woda go nie rozpłukała. Dobra robota – od planów po wykonanie. Kanał (po czesku náhon) bierze początek pomiędzy kaskadami widocznymi na zdjęciu. Bo trzeba było górski potok ujarzmić. Płynie teraz prościutko, grzecznymi stopniami, dobrze wytrzymując powodziowe fale. Cieszy oko – bo po bokach cudowny las. Cieszy ucho – bo cały czas dziwnie wzdycha i coś gada. O zapracowanych, umęczonych kopaczach złota, którym nie było dane cieszyć się pięknem złotniczej sztuki – choć tutaj jej początek. Dolinę dziś zwą Údolí Ztrácenych Štol, w niej Zlatorudné Mlýny. Kilka minut od centrum miasteczka Zlaté Hory, przy drodze w kierunku Mikulovic. Dogodny parking.