Koniec złota, ochry, karminu i winnej czerwieni. Nadszedł czas bieli i szarości. Ostatnie jesienne spojrzenie na rezerwat "Boże Oko".
"Boże Oko" w Czarnocinie to najpiękniejszy, choć rzadko odwiedzany, zakątek w mojej okolicy. Ponad stuletnie buki i inne drzewa w ostatnie dni jesieni oszałamiają feerią barw. Wioskę, położoną w dolinie Łąckiej Wody do dawna nazywa się "Śląską Szwajcarią". Pamiętam jak tato mi o tej Szwajcarii opowiadał. Ale kto słucha opowieści ojców o pięknie bliskiej okolicy? Dzisiaj kiedy sił na zdobywanie Matterhornu czy Gross Glockner prawdopodobnie mam zbyt mało, przychodzi czas na zachwyt wzgórzami, jarami i dolinami rzeczułek położonych w pobliżu.
To niezwykle ciche miejsce. Mieszkańców niewielu, droga boczna między Strzelcami Opolskim a Kędzierzynem-Koźlem. Mało kto ma ochotę zboczyć w tę stronę z ruchliwych tras. Kilkadziesiąt metrów ponad parkingiem przed granicą rezerwatu stoi skromna kapliczka, bardziej przypominająca altankę. Już ponoć w XV wieku tutaj objawiła się św. Anna. A któż miał się objawić jak nie ona? Przecież Góra Świętej Anny to następne wzniesienie w tej okolicy. W kapliczce jest wiele figurek, obrazków zostawionych przez pobożnych ludzi, którzy trafiają tutaj, idąc szlakiem wyznaczonym przez stacje Drogi Krzyżowej.
W kącie kapliczki "Bożego Oka" wisi przypięta pinezką foliowa "kopertówka", do której włożyli karteczki z intencjami. Są proste, wzruszające. Dziecięce prośby wypisane na starannie przygotowanych laurkach: "Panie Boże, proszę Cię, aby mi lepiej szło w szkole i żebym był zdrowy. Dziękuję". Albo "Boże, proszę o to, żeby wyzdrowiałam i żeby moja Mama nie wrzeszczała na mnie". Kartki są przemoczone. Pewnie z tej wilgoci, która przenika ostatnie jesienne, piękne dni w Bożym Oku.