W Roszowickim Lesie mieszkańcy znaleźli genialny sposób, jak dodawać do siebie drobiazgi, ujmować sobie i innym smutków, pomnażać radość i dzielić łzy.
Kiermasz świąteczny ze św. Mikołajem to już tradycja. Plac przy plebanii mieni się świątecznymi ozdobami, są stroiki, kartki i kalendarze, domowe ciasta i kruche ciasteczka, gorąca kawa, herbata i grzaniec. A choć zwykle tego wieczoru jest bardzo mroźno, serca są gorące.
Po nabożeństwie pojawia się św. Mikołaj – nie ten w śmiesznym czerwonym kubraczku, ale prawdziwy, biskup z Miry. Co roku wybiera inny środek lokomocji – raz przybył na saniach, na motorze a kiedyś nawet zapakowany w paczce, dostarczonej pocztą. Tym razem wyczekiwany święty wraz ze świtą aniołów i diabłów dotarł na naczepie wielkiego, ozdobionego lampkami tira, by obdarować dzieci paczkami.
Piękne, świąteczne motywy można wyrzeźbić nawet w dyni lub w arbuzie Karina Grytz-Jurkowska Wszystkie uzyskane pieniądze od sześciu lat przeznaczane są na prezenty dla dzieci z oddziału pediatrii i onkologii dziecięcej w Zabrzu. Co roku wybrani uczniowie z towarzyszącymi im rodzicami, nauczycielami, księdzem i ludźmi dobrej woli zawożą małym, ciężko chorym pacjentom piękne, wymarzone podarki. Tym razem do przygotowania jest 28 paczek.
- Dlaczego właśnie tam? Bo kilka lat temu uczeń naszej szkoły zachorował i przez kilka lat był na tym oddziale. To był impuls do tego, żeby zrobić coś, co sprawi, że rodzice i mali pacjenci nie będą się czuli tak osamotnieni Teraz możemy pomyśleć o kimś, komu zawalił się cały świat - opowiada Maria Michalczyk, dyrektor szkoły w Roszowickim Lesie.
Bożonarodzeniowe ozdoby cieszyły się dużym powodzeniem Karina Grytz-Jurkowska Imprezę najpierw organizowali nauczyciele z dyrekcją Publicznej Szkoły Podstawowej im. Jana Pawła II, potem włączył się proboszcz, ks. Norbert Mikler i rodzice z dziećmi – uczniami bądź absolwentami tej szkoły oraz strażacy. W pomoc angażuje się też ciseckie gimnazjum oraz parafialny zespół Caritas i coraz więcej ludzi dobrej woli.
- Ja byłam tam w zeszłym roku, teraz też pojadę. Tam trzeba mieć w sobie siłę, żeby się nie rozkleić, bo sam widok tych dzieci wzrusza. Ale tak całkiem się nie da. Jak odjeżdżaliśmy było ciężko, zwłaszcza jak taki maluch, pięcioletni Dominik się do mnie przytulił i nie chciał puścić. Widać, że dzieci się cieszą z prezentów i z tego, że przyjeżdżamy - relacjonuje Paulina Janik, obecnie licealistka.
O czym marzą dzieciaki? W modzie były już auta sterowane pilotem, kolejne tomy Harrego Pottera i klocki lego. Mały Kacperek bardzo pragnął wizyty strażaka. W tym roku na pytanie pani psycholog, co chciałyby od gości z Roszowickiego Lasu padła odpowiedź „Cokolwiek, tylko niech przyjadą”. Tym razem prócz prezentów „Mikołaje” przywiozą specjalny, przygotowany podczas nabożeństwa upominek, dar serca.