– Czuję się tu wśród swoich – mówi proboszcz, ks. Aleksander Sydor, który w Gogolinie posługuje już 27 lat.
Nachwalić się nie może zwłaszcza grupy mężczyzn. – Nie zdarzyło się, żeby mi ktoś odmówił, jeśli prosiłem o pomoc. Tu ludzie sprawnie organizują się i dbają o swój kościół. To dobrzy ludzie, uczciwi, uczynni, choć czasem nieufni – podkreśla kapłan. Stąd, dzięki wsparciu sponsorów i parafian, przy świątyni prowadzone są prace konserwacyjne, wokół urządzono ogród, a ostatnio zakupiono żyrandole, wzorowane na tych, które były zniszczone podczas wojny.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.