Co wspólnego może mieć Wielki Post z sadem i sekatorem? Niby nic, a jednak ma.
Korzystając z pięknej pogody, ścigając się z wiosną, robię porządki w ogrodzie. Choć drzewa jeszcze nagie, już czuje się jej powiew. Lubię ten czas.
Najpilniejsze - przycięcie drzew i krzewów, nim zaczną krążyć w nich soki. To ostatni moment, by nie osłabiając roślin uformować koronę, prześwietlić, przerzedzić. Potem wprawdzie też będzie można zrobić przycinkę, ale drzewa już „płaczą” i trudniej zauważyć, co zbędne. Teraz liście i owoce nie przysłaniają obrazu.
Biorę więc sekator, drabinę i przyglądam się gałązkom. Jedno, drugie, trzecie oczko i tniemy. Ten konar wymarzł zimą, trzeba go usunąć, te młode pędy też, bo kierują się do środka korony i wkrótce zaśmiecą ją całkiem. Inne rosną za gęsto, krzyżują się lub wymagają skrócenia, by gałązka wytrzymała ciężar owoców…
I tak przy śpiewie ptaków prześwietlam kolejne drzewa i rozmyślam.
Dzięki Ci Panie Boże za Wielki Post. To taka zimowa przycinka dla nas, czas, w którym na nowo formujemy dusze. Wycinamy dzikie pędy przyzwyczajeń, które zatrzymują Twoje światło, odcinamy chore, zabezpieczając od razu maścią sakramentów. Prześwietlamy swój czas usuwając to, co sprawia, że rozmieniamy się na drobne. Skracamy gałęzie wolności, by nie połamać się i przynieść duże, dobre owoce.
Czasem potrzebne są radykalne cięcia, bo zdziczeliśmy jak pozostawione sobie drzewo. Wtedy odcina się cały konar bądź sporą jego część. Boli, ale odmładza. Sprawia, że można uformować los inaczej, wypuścić nowe pędy.
Z każdym cięciem do duszy dociera coraz więcej Bożego światła. On, Najlepszy Ogrodnik, obdarza nas życiem i ciepłem swojej miłości, byśmy mogli rosnąć i owocować, ale jeśli zaniedbamy pielęgnacji, plon nie będzie obfity.
Pamięć podsuwa biblijne znane przypowieści o winnicy, a z daleka słychać dzwony pobliskiego kościoła… Wzywają, że czas pokłonić się Stwórcy.