W śniegu, zimnie i błocie przez 6 godzin na annogórskiej kalwarii pielgrzymi odprawiali Drogę Krzyżową.
- Jak nieprzewidywalne są drogi Boże. Przy dzisiejszej aurze powinno nas być tu niewielu, a jest dużo. Dzisiaj to będzie prawdziwa Droga Krzyżowa, bo będzie się szło trudno. Dlatego uważajcie na siebie nawzajem, pomagajcie sobie – powiedział rozpoczynając obchody Wielkiego Piątku na kalwarii o. Błażej Kurowski, gwardian klasztoru franciszkanów na Górze Świętej Anny.
Około 2 tysięcy wiernych, wśród nich wielu starszych i dzieci z rodzicami, wyruszyło rano na kalwaryjskie dróżki. Z pielgrzymami wędrował śladami męki Chrystusa prowincjał franciszkanów o. Alan Brzyski. Przy kaplicach Wieczernika, Pałacu Piłata i Trzech Krzyżach franciszkanie głosili kazania. W drodze pątnicy śpiewali tradycyjne, stare pieśni z „kalwaryjki”, modlili się w intencjach złożonych przez uczestników nabożeństwa. Utkwiły mi w pamięci dość często pojawiające się intencje o odzyskanie wiary przez dzieci, o znalezienie pracy, o uzdrowienie z ciężkich chorób.
Mocno zabrzmiała w moich uszach cisza jaka panowała wśród tych, którzy czekali w kolejce na przejście „Gradusów” – kaplicy z 28 stopniami schodów. Zbudowano ją na wzór jerozolimskich schodów prowadzących do miejsca sądu Jezusa przed Piłatem. Podziwiałem starsze osoby, które z wysiłkiem pokonywały strome podejścia. Cierpliwość dzieci, podtrzymywana przez rodziców, też była godna uwagi.
Po wielogodzinnej drodze krzyżowej w kalwaryjskim kościele Krzyża Świętego odprawiona została liturgia Wielkiego Piątku.