O. Piotr Michalik, kapucyn z Kędzierzyna-Koźla, relacjonuje o tragicznej sytuacji w Republice Środkowoafrykańskiej, gdzie pracuje od 20 lat.
O pokój w Republice Środkowoafrykańskiej modlił się ostatnio papież Franciszek. W tym kraju, niechlubnie wsławionym rządami cesarza Bokassy, od dziesiątek lat nie ma spokoju. Kolejni prezydenci obalani są w wyniku zamachów i rebelii. 24 marca br. obalony został prezydent Bozize, który uciekł do Konga. Nowym prezydentem ogłosił się Michel Djotodia, przywódca rebelianckiej koalicji Seleka (Przymierze). W kraju panuje chaos, nie pracują urzędy, szkoły, nie ma praktycznie policji, panoszą się bandyci i rebelianci, rabując co się da.
– To nie jest moja pierwsza rebelia. Przeżyłem już dwie, ta jest trzecia. W czasie pierwszej rebelii byłem jeszcze naiwny. Miałem mentalność polską, partyzancką, wolnościową itd. Teraz już wiem, o co tu chodzi. W poprzednich rebeliach mieliśmy więcej strat, a teraz, Bogu dziękować, nie tak wielkie. Ale sytuacja na północnym wschodzie, który pod władzą rebeliantów jest od kilku miesięcy i gdzie mamy jeden klasztor, jest gorsza. Tam już rebelianci zabrali prawie wszystkie samochody, teraz zabierają się za krowy, pieniądze, paliwo – mówi „Gościowi Opolskiemu” o. Piotr Michalik, kapucyn pochodzący z Kędzierzyna-Koźla, od dwudziestu lat pracujący w Republice Środkowoafrykańskiej.
– No pewnie, że się boję. Tylko idiota by się nie bał. Ale każdy stara się nie okazywać bojaźni, nie wpadać w panikę. A ja przecież jestem przełożonym domu, więc jak „oni” przyjadą, to ja muszę do nich wyjść – mówi o. Michalik. Rebelianci jak dotąd trzy raz „odwiedzali” klasztor kapucynów Bouar, którego przełożonym jest o. Piotr. – Raz przyszli po paliwo i dostali pół beczki, drugi raz po lekarstwa, gdyż jeden z nich zachorował. Podczas tych dwóch „wizyt” zachowywali się w miarę kurtuazyjnie i znośnie. Trzeci raz już tak nie było. Ledwo wróciłem z obchodów liturgii Wielkiej Soboty, to już przyjechali. Jeden z rebeliantów był chyba pod wpływem narkotyków. Dwóch mówiło tylko i wyłącznie po arabsku, trzeci tłumaczył ich na język sango. Zażądali dwóch beczek paliwa, potem dwóch samochodów i na końcu 5 mln franków środkowoafrykańskich. Agostino Bassani i ja ponad godzinę spędziliśmy na pertraktacjach. W pewnym momencie chcieli nas związać i uprowadzić. Szczęśliwie skończyło się na skromnej sumie. Gdy poszedłem im pomoc popchać ich samochód, aby ruszył, to jeden z nich prosił, aby się nie gniewać, gdyż są głodni, od miesiąca w drodze itp... Samo życie – opowiada kapucyński misjonarz.
O. Piotr prosi Czytelników „Gościa Opolskiego” o modlitwę za kraj i ludzi, z którymi żyje.
Więcej na ten temat w relacji o. Michalika w wydaniu papierowym nr 16.