Zwie się tak samo, jak biblijne miasteczko Emaus.
Co roku gromadzi kapłanów diecezji opolskiej. Tego roku we środę 10 kwietnia księża przybyli do niezwykłego, zabytkowego, cennego kościoła św. Anny w Oleśnie. Cennego nie tylko kunsztem drewnianej architektury, ale tradycją wiary i modlitwy sięgającą sześć wieków w głąb historii tych ziem. Kapłańskie Emaus wyrasta z wiary. I z potrzeby serca bycia bliżej Boga i bliżej braci. Celnie wyraził to zapytany o wrażenia ciemnoskóry ksiądz ze zgromadzenia Białych Ojców (pochodzący z Ugandy). Nagrałem jego słowa: „Cieszę się, że mogę tu być. Ta jedność księży między sobą, z biskupem... To właśnie Kościół! Warto znaleźć czas, żebyśmy, kapłani spotykali się. To ważne dla naszej wiary. A przecież jesteśmy braćmi”. A na twarzy i w oczach – radość. Zobaczysz na zdjęciu. Pytam o wrażenia innego człowieka, wybieram tych z zewnątrz. Niemiec, konsul Michael Wirtz, rycerz Zakonu Grobu Jerozolimskiego. Mówi: „Bardzo się cieszę, że mogłem tutaj być na wielkiej i uroczystej Mszy św. Jeszcze nigdy nie przeżyłem czegoś takiego – pierwszy raz jestem w Polsce, choć cały świat zjeździłem”. Obserwowałem go już od początku liturgii. Mimo obcego języka robiła na nim wrażenie, a twarz coraz bardziej rozjaśniała się uśmiechem i radością. A to znaczy, że gromada prawie dwustu kapłanów tworzących wspólnotę wiary i modlitwy promieniowała ciepłem radości. Smutnych nie dostrzegłem, zbyt poważni też chyba zostali w domu.
W zakrystii ciasnawo, biskupi, księża, ministranci. Lubię ten gwar. O, i jest zdjęcie – biskup w perspektywie pastorału... Ewa Cichoń – dyrektor muzeum regionalnego w Oleśnie słowem oprowadza po historii i wnętrzu świątyni. Arcyciekawej. Rozglądam się wokoło, zadzieram głowę i obiektyw aparatu, aby co ciekawsze fragmenty pokazać. Najciekawsi są ludzie. Księży doliczyłem się 180. Jeszcze diakoni, klerycy, świeccy. O, i ta rodzina z córeczką, która przysnęła mamie na rękach. Zobaczycie ich uśmiech. Przecież to ich radość zanurzenia się we wierze! Z tą radością to mogło być aż zbyt wesoło – krzesło, na które wlazłem dla lepszego ujęcia, mało mnie nie strąciło na podłogę. Duchowna młodzież uratowała krzesło, fotografa i sprzęt.
Zaczyna się liturgia. Przewodniczy jej biskup Jan Wieczorek. Najpierw nieszpory. Psalmy na przemian śpiewa schola seminaryjna i wszyscy zebrani. Głębia męskich głosów. Głębia wiary... Nieszpory przechodzą w Mszę św. Wielkanocne czytania, wielkanocna homilia biskupa Pawła Stobrawy. Dokładnie 15 minut i ani jednej zbędnej. O czym? O metodzie Zmartwychwstałego wyjścia do ludzi. Wzorzec dla nas. Po skończonej liturgii przed księżmi stanął biskup Andrzej Czaja. Dotknął wielu spraw. Nie sposób streszczać. Ale trzeba odnotować, że powiedział wiele ważnych, jakoś oczekiwanych przez księży słów. Wiele z nich płynęło z serca odkrywającego nowe wymiary Kościoła – zarówno wiary, także wiary księży, jak i spraw codziennych, bardzo zwyczajnych. A przecież bez owej zwyczajności nawet Kościół istnieć i żyć nie może.
Na koniec oleski proboszcz, ks. Walter Lenart ugościł wszystkich ciepłą strawą. Namiot stał się „namiotem spotkania” ludzi, braterskiego spotkania księży. Potrzebne to było. Echem wróciły słowa ciemnoskórego księdza: „Warto znaleźć czas, żebyśmy kapłani spotykali się”. Jeden z księży opowiada, jak po skończeniu szkoły podstawowej przyjechał na starym rowerze tu, do św. Anny. Niejeden wymodlił tu powołanie. A i wszyscy obecni tu biskupi z tych stron pochodzą. Potem w samochody i do domu. Niektórzy mieli daleko, nawet ponad dwie godziny jazdy. Ale warto było...