Klerycy bez trudu wciągnęli kilkuset gości do wspólnej zabawy.
Dzień otwarty w Wyższym Międzydiecezjalnym Seminarium Duchownym w Opolu to nie tylko szansa na zwiedzenie miejsc na co dzień niedostępnych, ale także czas spotkań w grupach wiekowych, które dla chłopców poprowadzili moderatorzy seminaryjni, a dla dziewcząt – siostry zakonne. W tym roku przyświecało im hasło „Rozpoczyna się od czegoś nie-wielkiego, a kończy na wielkim zadaniu”.
– Nim wstąpiłem do seminarium, kilkakrotnie byłem na dniu otwartym. Dzięki tym spotkaniom poznałem to miejsce i łatwiej było mi odnaleźć się na pierwszym roku – opowiada kleryk Rafał Łukasiewicz. Podobnie wypowiadają się duszpasterze, którzy w sobotę 27 kwietnia przyjechali do Opola z mniejszymi i większymi grupami dzieci i młodzieży, zwłaszcza z Liturgicznej Służby Ołtarza i wspólnot Dzieci Maryi. – Większość z nich jeszcze nie myśli o powołaniu, ale często właśnie od takich wizyt się zaczyna – podkreśla ks. Adam Laszewski z parafii św. Teresy w Zabrzu-Mikulczycach.
Najważniejszym momentem spotkania w kleryckim domu była Msza św. w kościele seminaryjnym. – Każdego roku cieszymy się z obecności tak wielu gości. Pan Jezus powiedział, że gościnność jest bardzo ważna. Nasz dom przez większą część roku jest domem zamkniętym, ale dziś otwieramy przed wami nie tylko nasze drzwi, ale i nasze serca – zapewniał ks. rektor Grzegorz Kadzioch.
W homilii ks. Hubert Łysy zdiagnozował chorobę, na którą cierpi serce dwóch diecezji, jakim jest seminarium duchowne. Tą chorobą jest atrofia, czyli stopniowy zanik. – Księża pamiętają, jak wielu alumnów kiedyś mieszkało w seminarium. Pokoje nazywaliśmy np. stodołami. Dziś kandydatów na kapłanów jest znacznie mniej, serce diecezji zanika. Jaka jest na to recepta? – postawił pytanie ks. Łysy. – Gorczyca jest lekarstwem – mówił, przypominając przypowieść o ziarnku gorczycy. – Wielu z nas ma takie ziarenka powołania, ale nie wszyscy podejmują się ich pielęgnowania. Seminarium jest szklarnią, w której te nasionka wzrastają – podkreślał ks. Łysy, zachęcając, by każdy z uczestników zabrał do domu torebeczkę z czterema ziarnkami gorczycy, by pamiętać o tym, że Pan Jezus każdemu dał powołanie, jednym do kapłaństwa, innym do małżeństwa, jeszcze innym do życia w pojedynkę. Trzeba je tylko dobrze rozeznać.
Po Eucharystii gospodarze zaprosili wszystkich na ciepły posiłek na dworze. Przygrywał klerycki zespół, który bardzo szybko wciągnął dzieci i młodzież do wspólnej zabawy i żywiołowego tańca. Były konkursy z nagrodami, rozmowy, żarty, słodkie łakocie. – Chcemy pokazać dzieciom i młodzieży, że seminarium jest normalnym miejscem – podkreśla kleryk Rafał Łukasiewicz.
– Bardzo mi się tutaj podoba – mówi Remigiusz z parafii św. Jacka w Gliwicach-Sośnicy, który nie pierwszy raz przyjechał na dzień otwarty. – Ksiądz, który nas oprowadzał po seminarium, opowiedział nam o powodzi, jaka była w jednym z pokoi. Okazało się, że popsuła się spłuczka – opowiada Remigiusz. Po takim dniu, jak dzisiejszy, zarówno Remigiuszowi, jak i pozostałym kilkuset dzieciom, seminarium kojarzy się z miejscem, w którym dobrze się bawią, i w którym poznają pełnych radości i pasji przyszłych księży. Kto wie, być może w przyszłości wrócą tu, żeby przygotowywać się do kapłaństwa.