Kurz jak sto diabłów, żar leje się z nieba, a one siedzą na słońcu i tłuką kamienie.
Zapytałem o. Krystiana Pieczkę, dyrektora ośrodka pomocy misjom franciszkańskim na Górze Świętej Anny o to, jak spędzają dni dzieci w Burkina Faso (Afryka Zachodnia). To jeden z najbiedniejszych krajów świata. W tamtejszej parafii Korsimoro pracują śląscy franciszkanie. - Mniej więcej w wieku 7 lat dzieci zaczynają mieć obowiązki domowe. Jeśli córka musi iść z mamą po wodę do studni kilka kilometrów i nieść ją w pojemniku, to wcale nie jest łatwe. Potem musi zmielić ziarna czy przyprawy, żeby upiec jakieś placki, podpłomyki. Chłopcy pomagają ojcom - w pracy na polu albo w karczowaniu buszu. Starsze dzieci zawsze opiekują się młodszymi. To jest forma przygotowania do życia. Praca w domu jest ważna. Każde dziecko ma wyznaczone jakieś zadanie. Nawet małe, ale musi być wykonane. Oczywiście dzieci, które wracają ze szkoły też mają obowiązki - mówi o. Krystian Pieczka, .
Dzieci mają lekcje od rana do piątej po południu, z przerwą na obiad. Wieczorami niektóre jeszcze przychodzą na misję franciszkańską i się uczą, bo tam jest światło, a nie we wszystkich domach jest prąd.
Ostatnio coraz więcej dzieci i młodzieży ucieka ze szkół do prowizorycznych osad poszukiwaczy złota. W Burkina Faso nielegalne, prymitywne, a co za tym idzie - bardzo niebezpieczne - kopalnie złota przeżywają prawdziwy boom związany z wzrastającą w ostatnich latach ceną kruszcu. - Wra Praca przy szybie w nielegalnej kopalni złota w Burkina Faso o. Krystian Pieczka OFM żenie jest niesamowite. Setki skleconych naprędce namiotów i mnóstwo bieda- szybów, przy których pracują starzy i młodzi. Dzieci są drobne, zwinne, więc to one często pracują w wąskich tunelach i sztolniach. To są dzieci w wieku szkolnym. Szukają zarobku, żeby pomóc sobie, a często też rodzinie. Wiele z nich pracuje przy ręcznym rozdrabnianiu rudy złota. Kurz jak sto diabłów, żar leje się z nieba, a one siedzą na słońcu i tłuką kamienie - opowiada o. Krystian, który wraz z proboszczem Korsimoro o. Rafałem Segiethem odwiedził miasteczko poszukiwaczy złota leżące na terenie tej parafii.
- Ta gorączka jest nie do zatrzymania. Podkopali się nawet pod szkołę! Przyjechał prefekt, policja, ale nie udało im się tego powstrzymać - opowiada o. Rafał.Niestety, zdarza się, że niezabezpieczone szyby i korytarze podziemne zawalają się na pracujących tam Burkińczyków. Wielkim problemem zdrowotnym jest bezpośredni kontakt z rtęcią używaną do wypłukiwania złota.
- Nawet nie chodzi o to, żebyśmy nie mówili jak to my mamy ciężko. Żyjemy w innych warunkach i u nas ludziom czasem też bywa ciężko. Ale dobrze by było, żebyśmy nie patrzyli tylko na czubek własnego nosa i umieli docenić to co mamy - podkreśla o. Krystian Pieczka.
Więcej w bieżącym wydaniu „Gościa Niedzielnego"