Słowo, nawet najgorętsze i najświętsze, to za mało.
Mam osobistą miarkę słów usłyszanych w czasie kazań: jeśli przetrwają kilka dni albo nawet tydzień to sygnał, że coś dla mnie znaczą. Tydzień temu, podczas jubileuszu naszego biskupa Andrzeja Czai w kazaniu abp Alfons Nossol przytoczył zdanie kard. Ratzingera, które tkwi we mnie nadal.
„Świadectwo samych słów nie ma dużej wagi, może być bowiem także świadectwem fałszywym. Jednak tam, gdzie wraz ze świadectwem cierpienia całe życie staje się świadectwem, mamy do czynienia z inną wagą świadectwa” – mówił arcybiskup.
To słowo – „świadectwo” – robi karierę. W działaniach grup ewangelizacyjnych jest wręcz „mechanizmem”, który ma obudzić ludzi do żywej wiary, dać przykład pociągający do nawiązania osobistego związku z Jezusem. Rozumiem to dobrze – wychowałem się w oazie – ale myślę, że trochę ostrożności w szafowaniu słowem „świadectwo” by się przydało. Bo świadectwo słów nie ma dużej wagi…
Dwa tygodnie temu minęła 3 rocznica męczeńskiej śmierci biskupa Luigi Padovese z Turcji, z którym dość zaskakująco, na kilka dni przed jego śmiercią, poczułem się „związany” poprzez jego, a teraz także moich, serdecznych przyjaciół. Bp Padovese był wybitnym patrologiem, znawcą pierwszych wieków chrześcijaństwa. Tak pisał: „Może to się wydawać paradoksalne, ale okazuje się, że działalność misyjna ówczesnej wspólnoty (tj. pierwotnego chrześcijaństwa – przyp. ak) polega zasadniczo na intensywnym życiu wewnątrz wspólnoty, która wyklucza podziały i nieprzyjaźnie. Rzeczywiście grupa o intensywnym życiu poświadcza misję i przeciwnie, grupa bez życia daje antyświadectwo, które oddala”.
I tu rodzą się we mnie pytania. Czy my – wspólnota katolicka w Polsce – żyjemy inaczej niż niekatolicy i dajemy świadectwo życia wykluczającego podziały i nieprzyjaźnie? Czy też chcemy „ewangelizować” tylko słowami – świadectwami o osobistych nawróceniach? I co jest ważniejsze – wzmożenie akcji ewangelizacyjnych czy zmiana stylu życia wspólnot kościelnych?
Malejąca liczba uczestników życia sakramentalnego i parafialnego może świadczyć również o tym – pomijając wpływ czynników sekularyzacyjnych – że jesteśmy grupą bez życia, dającą „antyświadectwo, które oddala”.