Życiorys pochodzącego z Wawelna jezuity, który zginął męczeńską śmiercią w Rodezji.
U świętego Ruperta w Magonde
Do tej pory ojciec Gregor Richert, rodowity gdańszczanin, przebywał w Magonde sam i teraz był bardzo szczęśliwy, że będzie miał towarzysza i to kogoś, kto może zająć się pompą, samochodem i codziennymi naprawami. Wyobraźnię Bernharda pobudzał zaś duży basen na rzece Mupfure przylegającej do misji, w której lubił obserwować krokodyle i łowić ryby. Misja leżała w odległym regionie i umiejętności Brata Lissona dotyczące napraw były bardzo mile widziane przez okolicznych mieszkańców.
W połowie lat siedemdziesiątych wojna zaostrzyła się w wielu częściach kraju. Od czasu do czasu bojownicy pojawiali się w St. Rupert, ale specjalnie nie niepokoili misjonarzy. Ojciec Richert i Brat Lisson zdecydowali pozostać z ludźmi w tych trudnych czasach, choć niektórzy parafianie zaczęli się martwić o ich bezpieczeństwo. Liczba pacjentów w misyjnym szpitalu spadła w czerwcu 1978 roku, ale to za bardzo nie niepokoiło misjonarzy, bo tak zdarzało się już też wcześniej. Tym razem jednak powodem było zastraszenie okolicznej ludności przez partyzantów. Pewnego popołudnia ojciec Gregor Richert wrócił z kościoła do domu jezuitów z trzema niosącymi karabiny mężczyznami w cywilnych ubraniach. Brat Lisson zauważył ich, jak wchodzili do domu. Kontynuował swoją pracę przy naprawie samochodu terenowego. Po chwili mężczyźni wyszli na zewnątrz poirytowani. Coś krzyczeli o pieniądzach. Uszli parę kroków, odwrócili się i zaczęli mierzyć w ojca Richerta. Brat Bernhard oderwał się od swojej pracy i próbował wstawić się za nim. Ale jeden strzał z karabinu powalił księdza. Natychmiast zwrócili się w stronę brata Lissona i salwa kul zwaliła go z nóg. Śrubokręt, który trzymał w ręce, wpadł w kałużę jego własnej krwi. Siostra Rufaro, zaalarmowana strzałami, wybiegła na zewnątrz ze szpitala. Już nic nie mogła jednak zrobić z wyjątkiem przeciągnięcia obu martwych ciał do pobliskiej kaplicy, w której rano razem odprawili Mszę świętą. Nikt jej nie pomógł, wszyscy uciekli w popłochu. Potem partyzanci przeszli przez szpital, molestowali siostry, zażądali pieniędzy, zabrali ze sobą banknoty, a monety wyrzucili na podłogę.
Była godzina 16.45, dnia 27 czerwca 1978 roku, 35 lat temu. Brat Bernhard Lisson oddał swoje życie za ludzi, z którymi żył przez 43 lata. Co powiedział o swoim powołaniu? – „To, co posiadam jest nic niewarte, więc oddałem Jezusowi Chrystusowi samego siebie”.
W tekście użyty został materiał z: Wolfgang Thamm SJ, Pull! Pull! Br Bernhard Lisson SJ 1909-1978, w: They Stayed On. The Stories of Seven Jesuits Martyred in the Struggle For Zimbabwe, Mambo Press, Gweru, Zimbabwe 2000, red. David Harold Barry