W sobotę 13 lipca minie 30 lat od tragicznego wydarzenia, do którego doszło w parafii św. Józefa w Opolu Szczepanowicach.
Gwałt i zabójstwo ośmioletniej Sabinki Schűtz, która była znana ze swej niezwykłej, prostej pobożności i dobroci.
Ta zbrodnia - popełniona w czasie stanu wojennego - nigdy nie została osądzona. Jej sprawca, Ryszard K., wnuk komunistycznego oficera, został uznany za niepoczytalnego w momencie popełnienia czynu, ponieważ był pijany. 13 lipca br. jego czyn ulegnie przedawnieniu. Więcej o tej historii tutaj
Rodzice Sabinki, których spotkałem miesiąc temu, w roku 1983 przeżyli podwójny koszmar. Najpierw śmierć córeczki, a potem odmowę osądzenia sprawcy przez organy państwa.
W wolnej Polsce państwo Schűtz – mimo nalegania ze strony krewnych i przyjaciół – nie wnieśli ponownie sprawy do sądu. Nie chcą przeżywać jeszcze raz tej gehenny, którą przechodzili 30 lat temu.
Ich ból jednak nadal trwa. Na skruchę sprawcy trudno liczyć. Czy teraz– powodowany wyrzutami sumienia i prawną gwarancją bezpieczeństwa – mógłby poprosić rodziców o przebaczenie? Na jakikolwiek akt przeproszenia ze strony władz państwowych – oni sami chyba nie oczekują. Myślę jednak, że państwo polskie nadal jest im coś winne.
Kiedy wyjeżdżałem z domu rodzinnego państwa Schűtzów byłem dziwnie spokojny, wręcz radosny. Nieswojo się z tym czułem. Bo widziałem łzy, dotykałem dramatu, wciąż żywego dla rodziców. A w duszy - zamiast złości - pokój.– I to jest właśnie Tajemnica, której dotykamy doświadczając Boga tu i teraz – uspokoiła mnie Felicja Schűtz, żona Mariusza, brata Sabinki.