Gdyby nie poniedziałkowa uchwała zgromadzenia mieszkańców, nie wszedłbym za bramę tego grodu.
Pukam, stukam w zamknięte drzwi w bramie, na której pyszni się tęcza, ale nikt nie odpowiada. Zaglądam przez zasłonięty brezentem ponad dwumetrowy płot otaczający teren miasta: życie wre na całego.
Janusz Korczak przyklasnąłby temu pomysłowi. Przez tydzień 80 dzieci ze Śląska, Niemiec oraz Ukrainy same rządziły swoim miasteczkiem. Dorośli nie uczestniczący w projekcie mieli wstęp do niego dopiero na zakończenie „Mini Miasta” - w piątek 19 lipca po południu.
- W poniedziałek zgromadzenie mieszkańców uchwaliło, że możemy jednak wpuszczać za bramę dziennikarzy i reporterów – tłumaczy mi Sabina Prokop ze Stowarzyszenia Pro Liberis Silesiae w Raszowej k. Opola. Stowarzyszenie jest autorem tego nowatorskiego w naszym regionie pomysłu.
Dzieci przez pięć dni zbudowały na terenie miasteczka ratusz, szpital, osiedle domków, sklepy, kuchnię, redakcję dziennika i pracownię kreatywną. Jeszcze w piątek wczesnym popołudniem chłopaki montowali panele podłogowe w swoim fantazyjnym domku.
Organizatorzy tych półkolonii, które jak widzę szczerze przypadły do gustu dzieciom, postawili sobie dwa cele. Nauczyć przez doświadczenie jak działa demokracja, a przy okazji zachęcić do nauki praktycznych umiejętności. – Jedna z dziewczynek w pracowni kreatywnej uszyła sukienkę, w której chce iść na wesele – mówi Sabina Prokop. Inne uczyły się modnej techniki filcowania, poznawały najprostsze czynności pielęgniarskie, pracowały w kuchni etc. Ucieszyła mnie proporcja: podczas mojej wizyty w mieście w ratuszu kręciło się dwa razy mniej mieszkańców niż w okolicach kuchni! Dzieci zbudowały także basen ( w centrum miasteczka oczywiście), ale same nałożyły godzinowe ramy na korzystanie z niego.
Jednak najbardziej pocieszający dla mnie był fakt, że żadne z kilkudziesięciu dzieci nie przejmowało się widokiem dziennikarza. Po prostu nie zwracali na mnie uwagi. Gdyby to była jedyna nauka, jaką wynieśli z budowy własnego miasta – warto było!