Słuchałem koncertu jak zaczarowany.
Dwadzieścia pięć lat. Czego? Śpiewania? Owszem. Ale to lata pracy, wysiłku, budowania wspólnoty, sukcesów, no i tej tytułowej radości. Byłem na jubileuszowym koncercie w sobotę 21 września. W południe uroczystość świętowano w auli liceum. Ja zdążyłem na wieczorną część w kościele franciszkanów. Wszedłem do kościoła godzinę przed koncertem. Dyrygent i twórca chóru Tadeusz Eckert przedstawił mnie, chórzyści byli rozstawieni w krąg w kościele. Jeden gest i z kilkudziesięciu gardeł popłynął radosny, powitalny śpiew. Ich radość porwała mnie nie po raz pierwszy. Później postawiłem dwóm osobom takie samo pytanie. Pierwsza odpowiedź z ust przedstawiciela najstarszego pokolenia chórzystów: – Co zyskałem, śpiewając w tym chórze? Zyskałem życie. Ten zespół mnie ukształtował, ukształtował całą wspólnotę. Wspaniali ludzie, do tej pory się przyjaźnimy – mówił. Chwilę później na to samo pytanie odpowiada przedstawicielka najmłodszego pokolenia:
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.