Hołd i modlitwa dla wielkiego kolarza i skromnego człowieka. Jego prochy spoczną na cmentarzu we Wrocławiu.
Dwukrotny mistrz świata i dwukrotny brązowy medalista MŚ (wyścig drużynowy), dwukrotny wicemistrz olimpijski (wyścig drużynowy), wicemistrz świata w wyścigu indywidualnym, zwycięzca Wyścigu Pokoju i Wyścigu Dookoła Polski, wielokrotny mistrz Polski w wyścigach indywidualnych, górskich, parami i drużynowych.
Długo można by wyliczać tytuły. A przecież w pamięci Polaków, którzy w latach 70. XX wieku pasjonowali się kolarstwem (a kto się wtedy tym sportem, w którym zwyciężaliśmy nawet zawodników ZSRR, nie pasjonował?) zostały nie tylko medale i wieńce laurowe, ale także niezwykła postawa tego sportowca - sympatycznego, walecznego, szczerego.
Stanisław Szozda zmarł we wrocławskim szpitalu 23 września br., na dwa dni przed swoimi 63. urodzinami.
W piątek 27 września od godziny 14 do 18 w kościele pw. św. Michała Archanioła w Prudniku, z którym Stanisław Szozda był związany przez całe swoje życie, wystawiona była urna z jego prochami oraz księga kondolencyjna.
Setki prudniczan przyszły pożegnać swojego bohatera. Nie tylko koledzy sportowcy i środowisko kolarskie, ale zwykli mieszkańcy, także młodzi, którzy nie przeżywali smaku jego zwycięstw, czy rodziny z dziećmi.
- I kto by pomyślał, ja 16 lat starszy Franciszek Surmiński, pierwszy trener i wychowawca Staszka Szozdy, przy urnie z jego prochami Andrzej Kerner /GN , jestem tu u Staszka, mojego byłego wychowanka. Znamy się kupę lat. Do mnie się zgłosił do klubu, gdy miał 16 lat. Jak go dorwałem, od razu wiedziałem, że będzie mistrzem. Jeszcze nie był tym słynnym Szozdą i już powiedziałem w gazecie: zapamiętajcie to nazwisko Szozda. Był z charakterem! Zadziora! Jak mu machnęli chorągiewką, to jakby w niego diabeł wstąpił. Nawet czasami musiałem go troszeczkę poskramiać. Taki był. Dla niego nie było wyścigów ważnych i mniej ważnych. Wszystkie były ważne. A on był takiej wątłej budowy. Nie mógł wytrzymać tak wielkich obciążeń w jednym roku. Był wielkim talentem, ale trafił na czas Szurkowskiego, no i było w tym czasie dwóch takich kozaków. Nawet od swoich synów nie zaznałem tyle dobroci, co od Staszka. On tak potrafił mnie przytulić i mówił, że wszystko, co w życiu osiągnął, zawdzięcza mnie, i potrafił mnie wycałować. Bardzośmy się przyjaźnili - powiedział nam Franciszek Surmiński, pierwszy trener Stanisława Szozdy, który sam także był utytułowanym kolarzem.
- Do LKS Zarzewie Prudnik Staszek przyszedł w tym samym czasie, co ja - wspomina Alicja Ćwierz, była działaczka sportowa i sędzia kolarski. - Był bardzo ułożonym, miłym, koleżeńskim chłopakiem. I do dnia dzisiejszego tak było, spotykaliśmy się często na imprezach kolarskich. Za szybko odszedł, za szybko... - mówi pani Alicja. Z powodu wzruszenia nie jest w stanie nic więcej powiedzieć.
Msza św. w intencji śp. Stanisława Szozdy w jego kościele parafialnym odprawiona została w piątek 27 września. Pogrzeb odbędzie się dziś we Wrocławiu. O godz. 10 - Msza św. pogrzebowa we wrocławskiej katedrze, o 13.00 - pogrzeb na cmentarzu Osobowickim.
Prochy Stanisława Szozdy zostaną złożone w Alei Zasłużonych.