Dziękujmy Bogu za Teresę - za jej optymizm, energię, uśmiech i dobro, którymi dzieliła się ze wszystkimi. W piątek, 31 stycznia pożegnaliśmy Teresę Sienkiewicz - Miś, pierwszą i długoletnią redaktorkę Opolskiego Gościa Niedzielnego. Jej pogrzeb odbył się we Wrocławiu.
"Za każdym razem, gdy przychodzi nam żegnać ziemskie życie człowieka, ogarniają nas poważne myśli i refleksje, z którymi nie potrafimy sobie poradzić, szukamy wsparcia, równowagi i nowego sensu, który pomoże nam żyć. Ile w nas jest niepewności, bólu i niewyrażonych wątpliwości, bo chcielibyśmy z naszej natury ciągle radować się życiem, działać, pracować, pomnażać wiele wartości dzięki talentom, jakie otrzymaliśmy od Opatrzności.
Tymczasem trzeba uznać, i jest to jedno z naszych podstawowych doświadczeń, że życie na tej ziemi jest nam tylko dane na pewien czas, który biegnie nam zupełnie inaczej niż Panu, z ręki którego wyszliśmy i do którego wracamy. To bardzo trudne do przyjęcia sformułowanie jest jednak fundamentem, na którym musimy budować nasze życie i naszą świadomą działalność tutaj, w tym czasie i w tym miejscu gdzie się znaleźliśmy. I trzeba nam bardzo wiele wewnętrznej siły, ale i uczciwości, by wiedzieć, że zamknięcie oczu na tej ziemi jeszcze nie jest zamknięciem wszystkiego. Jest wprowadzeniem, posiada kontynuację, o czym tak pięknie mówi autor natchniony wkładając w ręce biblijnego Hioba słowa "Ja wiem, że Wybawca mój żyje." (...)
Równocześnie zdajemy sobie sprawę, że życie na tej ziemi musi mieć swój sens, koloryt, musi mieć w sobie coś, co będzie o nas świadczyło, a o nas może mówić dobrze tylko to, co pozostawimy po sobie. Trzeba coś dać z siebie, by nie być postrzeganym tylko jako biologiczne stworzenie, coś co świadczy o moim człowieczeństwie, uczciwości o moim wnętrzu, o tym czym żyję. W takich momentach, kiedy żegnamy kogoś kto był dla nas bliski, którego uśmiech znaliśmy i rękę, którą nieraz braliśmy w swoje dłonie dziękując, otwierają się księgi życia (...)
Dla usprawiedliwienia tego, dlaczego tutaj jestem i przewodniczę tej modlitwie chciałbym wspomnieć sprzed ponad 20 lat moje zaangażowanie z panią Teresą w dzieło, które wiąże się z Gościem Niedzielnym. 20 lat temu, kiedy ukazała się możliwość, by w znaczącym i cieszącym się szacunkiem tygodniku katolickim mogły się ukazywać wkładki diecezjalne nie mogło zabraknąć także dodatku opolskiego. Decyzją ówczesnego abpa Alfonsa Nossola miałem być razem z panią Teresą prowadzącymi to piękne dzieło. Zaczynaliśmy od jednej strony, potem ich liczba rosła. Wspominam to z ogromnym sentymentem. (...) To był dopiero początek, trzeba było wypracować pewne ramy, sposoby, zwyczaje.
Pani Teresa przychodziła już ze swoim doświadczeniem zawodowym, ja wnosiłem to, co potrzebne było dla zobaczenia charyzmatu Kościoła, któremu chcemy służyć i który będziemy opisywali naszymi krótkimi tekstami, ale zawsze skierowanymi na pokazanie Kościoła działającego, wyprowadzającego na szersze płaszczyzny. Bardzo szybko przyszło mi zostać na innych odcinkach pracy jako biskup pomocniczy opolski, ale nasza współpraca pozostała. Tych narad, spotkań, bardzo serdecznych i sympatycznych było wiele. Powierzałem Gościowi Opolskiemu wiele moich tekstów, to wszystko rozwijało i umacniało naszą znajomość. Myślę, że możemy bardzo spokojnie Opatrzności spojrzeć w oczy i powiedzieć: Panie, że nie zmarnowaliśmy tego czasu i charyzmatu, do którego zostaliśmy wezwani nie roztrwoniliśmy naszą małostkowością czy słabością. Temu dziś daję wyraz jako biskup diecezji opolskiej, dziś gliwicki, bo to było dobre doświadczenie. Chciałbym to włączyć do naszej wdzięcznej modlitwy.
Każde dobre dzieło, które pozostawiamy jest warte zobaczenia, pochylenia się i rozwijania. Ale wspominając te wdzięczne i dobre sprawy nigdy też nie możemy ominąć tego, co jest pieczęcią - ostatnie zmagania się. I tutaj przy ołtarzu pańskim chcemy to wypowiedzieć w sposób niezwykle pogodzony. Obserwowaliśmy to i myślę, że każdy z nas ma takich doświadczeń bardzo dużo, że kiedyś człowiek, mający w sobie tyle energii, tyle różnych rzeczy, które chciałby zrealizować, na jakimś etapie musi uznać, że jest zmiażdżony. Trzeba uznać, jak biblijny Hiob "Ja wiem, że odchodzę, ale Wybawca mój żyje. To on kiedyś znów mnie wydobędzie i on znowu moje kości skórą, ciałem przyoblecze i znowu będę widział Pana bez żadnego pośrednictwa."
Tak trzeba dojrzewać i tak dojrzewała też pani Teresa. Z tego co wiem, miała wiele pytań do wielkiego Niewidzialnego, szukała na nie odpowiedzi, szukała światła, które przychodziło w różny sposób, z myślenia, z refleksji, z modlitwy, ze spotkań z najbliższymi, którzy nawet chwytając tylko za rękę, pomogli przetrwać i powiedzieć "Nie jesteś sama, jesteśmy razem bo wszyscy dzielimy tą samą drogę". Dzisiaj rozumiemy jeszcze lepiej, jak bardzo potrzeba oczyszczenia się z wszystkiego, jak bardzo potrzeba tego wyciszonego, pogodzonego, nie walczącego już potwierdzenia, jako naszą odpowiedź na słowa Zbawiciela "Przyjdźcie do Mnie wszyscy, który utrudzeni jesteście, przyjdźcie a ja Was pokrzepię." Słowa te, bardzo podnoszą na duchu, ale też nie pozostawiają złudzeń. Na tej ziemi nigdy nie będziemy tylko prowadzeni za rączkę i za nas wszystko Pan będzie załatwiał. Na to dobre życie trzeba zapracować swoim wysiłkiem, swoją uczciwością, poczuciem odpowiedzialności. A Pan zawsze jest blisko i to on powoduje, że jego jarzmo jest lżejsze i potrafimy go unieść i potrafimy także znaleźć ukojenie dla nas. Ukojenie, z którym będziemy musieli się mocować, bo nie wszystko nam się podoba, ale kiedyś przyjdzie ten moment, kiedy uznamy: Ja wiem Panie, że Wybawca, którym Ty jesteś żyje i za to Panie niech Ci będą dzięki, że nasze życie nabierało sensu, kolorytu, wartości.
A my po ludzku możemy tylko powiedzieć drugiemu człowiekowi tak jak teraz pani Teresie - Dobrze że byłaś z nami, jako ta, która pokazywała wiele swoich możliwości i pomagała także nam wiele dobrych myśli i uczynków gotować.