Pieniądze udało się zebrać, teraz jedyne, co można zrobić, to czekać otaczając Hanię modlitwą.
Dla rodziców małej Hani z Ochódz (o której pisaliśmy w opolskiej części Gościa Niedzielnego nr 1/2014) sytuacja zmienia się jak w kalejdoskopie.
Choroba wyczekiwanego dziecka wywróciła ich świat. Pogodzili się z nową sytuacją i od trzech lat walczą z całym zespołem schorzeń, na jakie cierpi dziewczynka, a zwłaszcza o sprawność jej nóżek, by mogła chodzić jak inne dzieci.
W ubiegłym roku okazało się, że możliwa i potrzebna jest operacja, dzięki której mała ma duże szanse na samodzielne poruszanie się. Do jej sfinansowania potrzebne było 120 tys. złotych, które należało zebrać o końca stycznia.
Dzięki wsparciu przyjaciół, parafian i nagłośnieniu w mediach, m.in. w Gościu Niedzielnym udało się zebrać taką kwotę, po czym nagle okazało się, że operacja w tym terminie nie dojdzie do skutku.
- Kolejny raz niemożliwe stało się możliwe... Kolejny raz musimy wytłumaczyć sobie dlaczego... (…) Mieliśmy już być w Niemczech, miała być w poniedziałek operacja, a tymczasem siedzimy smutni w domku. Hania została wykreślona z listy do operacji z powodu gronkowca w nosku. 2/3 społeczeństwa ma tego gronkowca w nosku i nikomu to nie przeszkadza, mało tego, nawet lekarzom w Polsce to mało przeszkadza. Gronkowiec bezobjawowy a jednak tyle zamieszania wprowadził. Najgorsze - nie mamy nowego terminu operacji. Licząc kolejkę od początku to może to być za pół roku. Kolejny raz – BEZSILNOŚĆ – dzieli się swoją troską Wiola Buba, mama Hani.
Na razie klinika nie podała nowego terminu operacji. Zostanie on ustalony, kiedy Hania wyleczy się od gronkowca. Niewielką pociechą jest obietnica, że chociaż terminy są teraz na październik, to powinno się udać wcześniej.
- Zakończyliśmy aplikować antybiotyk do nosa, w przyszłym tygodniu pierwsze badania kontrolne i zobaczymy. Wszystko w rękach Boga... – podsumowuje pani Wiola.
Na razie można wesprzeć rodzinę modlitwą o zdrowie Hani, przez wstawiennictwo św. Faustyny, drugiej patronki dziewczynki.