Powinno nam zależeć na wspieraniu wszystkiego, co jest bądź może być podwaliną ewangelizacji.
W zeszłym tygodniu byłem na spotkaniu... Jak je nazwać? Turystycznym? Chyba nie, bo chodziło raczej o organizację „produktu turystycznego”. Inicjatorem było stowarzyszenie „Nyskie Księstwo Jezior i Gór”. Jest takowe, a jakże. Ale co tam robił wiejski proboszcz (właściwie dwóch)? Rozmaitość uczestników była wielobarwna. Co ich łączyło? Troska o to, by przyciągnąć do naszego pięknego i ciekawego historycznie zakątka Śląska przybyszów zwanych turystami (w innej perspektywie – pielgrzymami). Jako proboszczowi zależy mi na popieraniu, organizowaniu, wspieraniu, promowaniu, animowaniu wszystkiego, co...
I tu kilka motywów. Pierwszy to ożywianie wszelkich więzów międzyludzkich. Grupa turystów (pielgrzymów) tworzy wspólnotę. Miejscowi, przyjmując ich, nawiązują więzi, poznają, a co najmniej ocierają się o ludzi spoza swego grajdołka. Każde budowanie więzi między ludźmi, każdy nawet zalążek wspólnoty lub jej umocnienie to mały przyczynek powiększania sfery ducha. Czyż jako duchowny nie powinienem tego wspierać?
Drugi motyw to otwieranie oczu i serc na piękno. Piękno krajobrazu, który u nas jest bogaty i uroczy. Piękno zabytków architektury – i tej wielkiej, i tej drobnej. Często zniszczonej i zaniedbanej, ale przecie tyle już zostało zrobione, aby zatrzeć ślady czasów stagnacji Śląska i całej Polski. A otwieranie oczu na piękno to budzenie wrażliwości ducha. Weźcie do ręki księgę Psalmów – pełna jest świadectw tego, jak piękno i Bóg blisko są siebie.
Trzeci powód to historia. Bogactwo historii każdego zakątka Polski jest ogromne. I ciekawe. I wiele mówiące. I mało znane, bo znajomość historii i jej szkolne programy za czasów komunistycznych były celowo wykrzywiane. A teraz jest chyba jeszcze gorzej, choć inaczej. Historyczna prawda zbliża ludzi do siebie, pomaga wznieść się ponad różnice, a nawet wrogość różnych żywiołów społecznych, narodowych, etnicznych. Dlatego czuję duszpasterską powinność także wobec historii.
Wreszcie czwarty powód. Ludzie. Ci ludzie, wśród których mieszkam i proboszczuję. Wielu pracy nie ma, co skutkuje emigracją. Ożywienie ruchu turystycznego to szansa ekonomicznego ożywienia różnych zakątków kraju. Dlaczego pieniądze Polaków mają zostawać w Egipcie czy w Chorwacji? A w ramach Polski zasilać Ustkę czy Zakopane (z całą sympatią dla Zakopca; mam tam groby swoich bliskich)? Czy ksiądz nie powinien i tu przyłożyć swej ręki i serca?
A duszpasterze są zarządcami i włodarzami sporej części turystycznego kapitału. Kościoły i ich otoczenie to – z jednej strony – miejsca materializujące wiarę pokoleń i modlitwę mieszkańców. Z drugiej – to piękne i cenne zabytki. Najczęściej jednak są to twierdze trudne do zdobycia. Pomodlić się przez kratę to jeszcze można, ale nacieszyć się pięknem świątyni nie sposób. Wiem, obawa przed złodziejami, także uciążliwość przyjezdnych gości. W czasie moich wycieczek z młodzieżą do niejednego kościoła weszliśmy tylko dlatego, że grupę przyprowadził „ten Horak”. No i trzeba mieć coś do powiedzenia o swoim kościele. Nie tylko turystycznie czy historycznie – a i to wymaga wysiłku. Ale tak powiedzieć, jak zrobił to sudecki przewodnik w Krzeszowie, w opackim kościele św. Józefa. Trzy kwadranse wypełnił Biblią, historią, katechezą o małżeństwie i rodzinie, tajnikami sztuki, modlitwą. Młodzież słuchała zauroczona. Majstersztyk! I tu dokończę urwane na początku zdanie: powinno nam zależeć na wspieraniu wszystkiego, co jest bądź może być podwaliną ewangelizacji.