Wojciech Jagielski: Co będzie jak w Kijowie dojdą do władzy mniej prozachodni politycy?
W piątek (14 marca) wieczorem gościem Miejskiej Biblioteki Publicznej w Kędzierzynie-Koźlu był Wojciech Jagielski, doświadczony reporter wojenny m.in. w Afganistanie, Czeczenii, Gruzji. Autor znakomitych, tłumaczonych na kilka języków książek reporterskich, , obecnie pracujący w PAP, współpracujący m.in. z BBC. Opowiadał o tym, że zawsze starał się być bezstronny, nie angażował się w relacjach po żadnej ze stron. – Ten rodzaj dziennikarstwa uprawiałem w latach 90. i na początku XX wieku. To był inny świat, inne dziennikarstwo.
- Wtedy do dziennikarzy nie strzelano – mówił, oceniając, że dzisiaj nie jest możliwy taki rodzaj korespondencji wojennych ponieważ świat po zamachu na WTC podzielił się. – Dzisiaj np. w Afganistanie nie da się rozmawiać z partyzantami – mówił Jagielski. Opowiadał licznie zebranym słuchaczom o przepaści mentalnej dzielącej świat zachodni do świata, który opisywał. – W głowie się Afgańczykom nie mieściło, że w Europie są domy starców, do których oddajemy rodziców. Albo, że po plażach chodzą półnagie kobiety - mówił. Przytaczał przykłady kompletnego niezrozumienia i braku umiejętności nawiązania kontaktu między - początkowo przyjaźnie przyjmowanymi - Amerykanami a Afgańczykami.
Nie zabrakło oczywiście pytania na temat wydarzeń na Ukrainie.
- Właśnie tego pytania się bałem. Ja jestem staromodnym dziennikarzem, który się zajmował w kółko jednym: Azją Środkową, Kaukazem i częścią Afryki. Na Ukrainie nigdy nawet nie byłem. Mogę się tylko podzielić swoimi prywatnymi obawami. Zdaje mi się, że to jest niebezpieczna gra, którą Rosja prowadzi. Ja jestem w stanie zrozumieć mentalność rosyjskich polityków, rosyjską mentalność. Moim zdaniem to są reperkusje rozpadu Związku Radzieckiego, kiedy Rosja czuła się straszliwie upokorzona. Była super mocarstwem, a po rozpadzie Związku Radzieckiego stała się nędzarzem pomiatanym przez wszystkich. (…) Dlatego teraz Rosjanie Putina popierają, bo on im się wydaje kimś silnym. (…) Wydaje mi się, że z Krymem Ukraina będzie musiała się pożegnać, że Rosja się stamtąd nie wycofa. Przynajmniej nie w najbliższej perspektywie – mówił.
Autor podpisywał Czytelnikom swoje książki Andrzej Kerner /GN - Niepokoi mnie także co innego. Nie wydaje mi się, żeby zachód był w stanie zastosować jakiekolwiek sankcje wobec Rosji. W pojedynkę tym bardziej nie widzę szans, żeby ktokolwiek się Rosji postawił. Obawiam się, że głównym „winowajcą”, krzykaczem i awanturnikiem zostanie Polska. A jeszcze bardziej niepokoi mnie to, co będzie jak się zmieni władza na Ukrainie. Dzisiaj my, Polska, słusznie zresztą, wspiera Ukrainę, ale co będzie jak w Kijowie dojdą do władzy mniej prozachodni politycy? Skoro zachód palcem nie kiwnie w sprawie ukraińskiej to następne władze nie będą miały powodów, żeby być tak entuzjastycznie do zachodu nastawione. Boję się relacji polsko-ukraińskich kiedy sprawy pójdą niedobrze. A jeżeli Polska zostanie uznana przez Europę zachodnią za tego awanturnika, który wiecznie się z Rosją kłóci i nie może z nią żyć w zgodzie, a jeszcze doszłyby kłótnie z Ukrainą to sprawy przybiorą niedobry kształt. Nic tak nie ucieszy Rosji jak przyglądanie się jak psują się relacje między Warszawą i Kijowem. Dla polskiej klasy politycznej jest bardzo trudny czas próby. W takich chwilach okazuje się kto jest dobrym przywódcą, a kto się nigdy na ważnym stanowisku nie powinen znaleźć. Mam nadzieję, że znajdzie się wystarczająco wielu mądrych ludzi, którzy nie dopuszczą do fatalnego scenariusza, o którym mówię. Ale obserwując naiwność i partykularyzm zachodu trudno się uzbroić w wielki optymizm - puentował Wojciech Jagielski.