Obyśmy nie tylko zdążyli przed eutanazją, ale zawsze byli człowiekowi człowiekiem. I aby życie, także ukrzyżowane chorobą, wciąż było życiem. Otwartym ku zmartwychwstaniu.
Przed kilku dniami byłem na uroczystości 20-lecia naszego hospicjum. Mały zakład, piętnaście łóżek – piętnaście ciężkich, ludzkich krzyży. Terminalnie cierpiący na choroby nowotworowe ciągle się zmieniają. Jedni odchodzą, inni już czekają na pomoc.
Byłem tam pierwszy raz prawie dwadzieścia lat temu. Jako reporter. Nie miałem odwagi robić zdjęć. Nagrania przesłuchiwałem przez kilka dni, w czasie spacerów – tak mi łatwiej znieść dojmujące i trudne treści. Dwa lata później wróciłem tam jako jeden z założycieli stowarzyszenia, które ten zaczątkowy oddzialik z czasem przejęło. Jakże zmienił się ten budynek, wyposażenie, możliwości, zakres oddziaływania, wyrazista obecność w środowisku... Zmiany dokonywały się dzięki życzliwości i wsparciu, także materialnemu, wielu ludzi w środowisku.
Część personelu pracuje tam od początku. Włącznie z kapelanem, który stał się prezesem stowarzyszenia i duszą oraz mózgiem tego dzieła, trudnego niezmiernie. Przed pacjentami hospicjum już niewielki odcinek życia. Trzeba im pomóc, by to było życie, a nie wegetacja, którą warto zakończyć jak najprędzej. Innymi słowy: hospicjum, każde, jest po to, by społeczeństwo zdążyło przed eutanazją. Dodam jeszcze, że oprócz piętnastu łóżek na oddziale, objazdową opieką w domach objętych jest wiele osób.
Jak stanąć przy łóżku chorego, o którym wiadomo, że może już jutro umrze? Jak pracować – jako lekarz, jako pielęgniarka – na oddziale, gdzie śmiertelność sięga 99 proc.? Byłem na tym dwudziestoleciu jako członek stowarzyszenia hospicyjnego. Byłem równocześnie jako reporter naszej mutacji "Gościa Niedzielnego". Potem w domu, przy obróbce zdjęć patrzę... Obchód chorych. Lekarz, pielęgniarki – zwyczajnie, wszystko jak w szpitalu się dzieje. Gdy piszę ten felieton, tej pacjentki ze zdjęcia już tam nie ma. Odeszła. Kapelan mówi: „Jeszcze troje na krawędzi...”.
Patrzę na to zdjęcie, problematyka hospicjum jest mi znana. Ale wciąż nie potrafię do końca dociec tego, jak w tym trudnym miejscu lekarze i pielęgniarki się odnajdują. I wtedy napisały mi się słowa: „Przed pacjentami hospicjum już niewielki odcinek życia. Trzeba im pomóc, by to było życie, a nie wegetacja, którą warto zakończyć jak najprędzej”. Może gdzieś to słyszałem, może samemu do głowy przyszły te słowa. W hospicjum chory nie może stać się rzeczą. Gdyby nią się stał – hospicjum zamieniło by się w umieralnię. A tak nie jest. Najlepszym świadectwem jest angażowanie się osieroconych rodzin w prace stowarzyszenia, także w wolontariat na oddziale. Rocznicowa uroczystość – okraszona także kameralną muzyką i wspólnym obiadem – też była świadectwem ludzkich wartości hospicjum. Ludzkich? Tak. Ale przecie od początku prześwietlonych chrześcijańskim duchem, choć tu nikt nikogo o wyznanie, ani o gorliwość religijnych praktyk nie pyta.
Tak trzymajcie, moi Przyjaciele z hospicjum i stowarzyszenia, także ze wszystkich hospicjów w Polsce. Obyśmy nie tylko zdążyli przed eutanazją, ale zawsze byli człowiekowi człowiekiem. I aby życie, także ukrzyżowane chorobą, wciąż było życiem. Życiem otwartym ku zmartwychwstaniu.