Tyle wskazał licznik kroków włączony przez jednego z uczestników EDK na początku nocnej wędrówki.
Radość u celu jest warta wysiłku Karina Grytz-Jurkowska/ GN Z Mirosławem Czekałą, jednym z inicjatorów EDK w Gogolinie rozmawia Karina Grytz-Jurkowska
Skąd pomysł na taką formę tego nabożeństwa?
- Ekstremalna Droga Krzyżowa i idea takiego "męskiego", nie tak bezpiecznego przeżywania Drogi Krzyżowej jest dla ludzi, którzy są zabiegani, ale w nocy, po całym tygodniu pracy - mają czas. Pomysł zrodził się w Krakowie we wspólnocie "Męska Strona Rzeczywistości", prowadzonej przez ks. Jacka Stryczka. Tam nacisk położono na wydobycie cech męskich - przede wszystkim chęci do podjęcia decyzji i wzięcia za nią odpowiedzialności. Oczywiście w EDK kobiety też mogą wziąć udział.
Czy to nie jest próba "ubarwienia" Drogi Krzyżowej, uatrakcyjnienia jej elementami surwiwalu?
- Oczywiście widywaliśmy na szlakach EDK ludzi ubranych po wojskowemu, w moro, bo to po prostu wygodne, ale jednak tu chodzi o to wyzwolenie pokładów energii, chęci samodzielnego podejmowania decyzji i odpowiedzialności za nią. Stąd w tym roku taki nacisk położony jest na indywidualne przeżywanie tej drogi krzyżowej. Nasza dwudziestokilkuosobowa grupa jest do tego idealna - idzie się samotnie, ale ze świadomością, że nie jestem sam.
Co daje udział w takiej drodze krzyżowej?
- Przez to, że jest noc i inne bodźce nas nie rozpraszają, i przez ten trud człowiek otwiera się na różne myśli, może zatopić się w sobie, odpowiedzieć na kilka pytań. Potrzebne jest to wytrącenie ze strefy bezpieczeństwa i komfortu. Po to jest ten wysiłek. Po takim doświadczeniu, gdy zostanie przekroczona pewna granica wytrzymałości, bólu i bezpieczeństwa, jej uczestnicy zaczynają inaczej żyć, pokonują siebie i uczą się podejmować kolejne wyzwania. I o to chodzi, żeby przełożyć tę postawę na późniejsze życie.