Tyle wskazał licznik kroków włączony przez jednego z uczestników EDK na początku nocnej wędrówki.
Wyruszają nocą, żegnani przez proboszcza Karina Grytz-Jurkowska/ GN W tym roku po raz pierwszy Ekstremalna Droga Krzyżowa wyruszyła z Gogolina.
- To rodzaj walki o samego siebie, wyzwanie i pomoc w staniu się mężczyzną. Poza tym zbliża się Wielki Piątek, możemy naśladując mękę Chrystusa, wziąć choć trochę udział w tym wysiłku, który podjął Jezus - mówił przed wyjściem Darek Jesionowski z Kudowy Zdroju, studiujący w Opolu.
- Dla mnie to odkrywanie siebie, swojej męskości drogą Jezusa Chrystusa. To poznawanie swoich emocji, zranień, słabości, odnalezienie w tym bólu, wysiłku, radości prawdy o sobie - dodaje Mateusz Kubaszek z Opola.
- Jest to też forma pokuty, która przygotuje na spotkanie z Jezusem w czasie Wielkiej Nocy. I duchowej formacji. Liczę na jakąś przemianę, choć nie było czasu na przygotowania, bo o EDK dowiedziałem się wczoraj - dopowiada Jarosław Górny z Opola.
Prolog: Być, nie mieć
Każdy z 22 uczestników dostaje rozważania, opis trasy - z resztą musi się zmierzyć sam.
- Przeszedłem Sycylię, Grecję, szlakami Karkonoszy, Sudetów i Tatr. Zimą na nartach, latem pieszo, więc tu też dam radę. Życie jest wędrówką, jesteśmy pielgrzymami. A taka droga krzyżowa nas integruje, łączy - opowiada najstarszy uczestnik, Bertold Lepich, z Żyrowej, najstarszy z pielgrzymów.
Rozpoczynają Mszą św. w kościele NSPJ w Gogolinie.
- Idziecie o wiele dłużej niż Pan Jezus. To coś, co wystawia waszą wytrwałość i cierpliwość. Po co to wszystko? Po to, byście wędrując, modląc się, rozważając w ciszy tę drogę Jezusa, rano doszli na Górę Świętej Anny z przekonaniem, że to, co wydarzyło się 2000 lat temu zdarzyło się też dla was, byście doświadczyli, że On umarł i zmartwychwstał dla was osobiście - mówił podczas krótkiej homilii ks. Piotr Jędras, wikariusz tej parafii.
Wyruszających żegna też ks. Aleksander Sydor, proboszcz parafii pw. NSPJ mówiąc: - Rozpoczynacie tę drogę modlitwą przed obrazem św. Józefa. Niech on, który był opiekunem Jezusa, będzie patronem tej waszej przygody. Weźcie go ze sobą do serca. To, że tu jesteście, to wielki znak waszej wiary i za to wam dziękuję. To będą takie nocne, mocne rekolekcje. Wasze żony i matki powinny być szczęśliwe, że mają takich mężów i synów.
Potem jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie i w drogę.
Droga
- Zastanówcie się dobrze, jeszcze możemy zawrócić, jeśli nie macie już sił - zażartował do swoich towarzyszy jeden z pielgrzymów tuż przed trzynastą stacją na placu Trzech Krzyży. W tym momencie nawet najbardziej zmęczeni odzyskali animusz.
Trasa prowadzi z Gogolina przez Strzebniów, Kamionek, Kamień Śl., Siedlec, Poznowice, Kalinowice, Kalinów, Dolną, Czarnocin, Porębę aż do sanktuarium na Górze Świętej Anny. W sumie ok. 41 km.
- To moja pierwsza taka nocna wędrówka połączona z Drogą Krzyżową, bo parę podobnych dystansów mam na koncie. Właśnie to nabożeństwo sprawiło, że się przemogłem i wyruszyłem w nocy - przyznaje Łukasz Sadowczyk z Kędzierzyna-Koźla.
Każdy twierdzi, że warto, choć niektórzy wątpili w swoje siły.
- Były śliskie odcinki, błotniste, najgorzej gdy pojawiły się już zakwasy i bóle mięśni. Otuchy dodawało spotkanie kogoś z grupy - obecność drugiego pomagała zmobilizować siły. Na pewno jest to motywacja do podejmowania i doprowadzania do końca codziennych wyzwań - mówi Jarosław Górny.
- Nie dodałeś jednego - po dwakroć upadłeś pod krzyżem, ale podniosłeś się i to cię wzmocniło - zauważa Berthold Lepich. I dodaje: - Były takie kamienie milowe - strome zejście przy autostradzie, potem przy lotnisku wydawało się nie do pokonania przejście 20 km i kolejna dwudziestka. Ale każdy odczuwa ból i trudy marszu.
- Kryzys był zwłaszcza po 30. km, przed świtem. Potem już było lepiej. Myślę, że ta droga da jakieś efekty. Teraz długo będę nad tym myślał - mówi Adam Domaradzki, który na EDK przyjechał z Niemiec.
Epilog
Na Rajskim Placu pielgrzymów powitał franciszkanin, gratulując im pokonania takiej drogi.
- Dla mnie była to już kolejna Droga Krzyżowa. Było warto, choć w tym momencie czuję wszystko, zwłaszcza nogi bolą. Potem będę wyciągał wnioski, ale cieszę się, że tu jestem. Teraz musimy zejść do normalnego życia - stwierdza Łukasz Wojtkiewicz.
Pada też propozycja, by za rok wyruszyć równolegle z Opola.
- Może to było trochę pyszne, ale myśmy zakładali, że nie zejdziemy z trasy, chyba, że śmiertelnie - śmieje się Adam Wodała z Opola. - Były chwile w nocy, gdy odłączyłem się od innych i pomyślałem, że to ponad moje siły. Ale jak wzeszło słońce, wstąpiła nowa wiara, i już całkiem inaczej się szło. A to szczęście, które teraz jest w nas, jest warte każdego wysiłku - przyznaje.
- Tak, a ten uśmiech nie zejdzie nam z twarzy co najmniej do Wielkanocy - podsumowuje jeden z pielgrzymów.