Pytam o los symbolu, który już nic (albo niewiele) znaczy. Albo który przestał być zrozumiały. I wtedy najpiękniejsza pisanka może w razie potrzeby skończyć jako jajo na twardo, i to bez żadnej górnolotnej symboliki.
Ikony się pisze – nie maluje. Może to sprawa językowych tradycji, ale na pewno sens czynności inny przy malowaniu jakiegoś tam obrazu czy też (wybaczcie, co mówię) malowaniu korytarza. A zgoła inny przy tworzeniu ikony – jest ona przecież więcej niż obrazem, otwiera wejście do innego, duchowego świata, jaki trudno sobie nawet wyobrazić. Ale zauważcie, że wielkanocne jajka zwą się pisankami. Czyżby je też się pisało, nie tylko malowało czy ozdabiało? Pewnie historycy obyczaju i języka mogliby tu swoje powiedzieć, ale niech mi będzie wolno poprzestać na tym znaku zapytania, który jest raczej znakiem niepewności i przypuszczeń. Upraszczając, można powiedzieć, że mamy do czynienia z symbolami. Jasne, inny jest świat symboliki ikon, inna zaś symboliczna rola pisanego jajka. A dziś właśnie, w Sobotę zwaną Wielką, świątynie wypełniają się tłumami ludzi... Dorośli prowadzą dzieci, a jeśli dzieci w Anglii czy Szkocji, to sami taszczą koszyczki. Nie będę się rozwodził nad zawartością – każdy wie, a pisanki są i tak najważniejsze.
Pisanki – symbol czego? Życia. Jajko – z pozoru kamienna, kształtna bryła, a wyłania się z niej życie. Dlatego na świątecznych kartkach śliczne, żółciutkie kurczaczki – jako komentarz do jajek. Ale z jajek-pisanek życie już się nie wyłoni. Jeśli to wydmuszka – to pusta. Jeśli na twardo – to życie zniszczone. Symbol, którego treść została ugotowana. Straszne, co? Ale ja patrzę dalej. I pytam, czy podobny los nie może spotkać innych symboli? Nie, nie w znaczeniu ugotowania na twardo czy miękko. Pytam o los symbolu, który już nic (albo niewiele) znaczy. Albo który przestał być zrozumiały. I wtedy najpiękniejsza pisanka może w razie potrzeby skończyć jako jajo na twardo, i to bez żadnej górnolotnej symboliki.
Jako proboszcz cieszę się wielkosobotnim tłumem parafian i gości. Uroczyście ubrani, dzieci zaaferowane, oczęta aż błyszczą. Okazja do ewangelizacyjnego wystąpienia, dobrze, że przyszli. A z drugiej strony czegoś mi brakuje. Wiem, że część z nich przyjdzie za rok. Dopiero za rok. Chyba że, nie daj Bóg, ktoś bliski umrze, to na pogrzeb (ale już bez dzieci, po co je stresować). Dla tej części jajka, cały koszyczek i całe święta straciły znaczenie symbolu. Stały się miłą rzeczywistością. Elementem folkloru, który jest taki malowniczy, ciepły i sympatyczny. Ale znaczy niewiele. A może i nic? Mimo tych wątpliwości nie zaniedbuję święcenia pisanek i wszystkiego, co im towarzyszy. I niech nikt tego obyczaju nie tyka, jeno stara się ducha tchnąć w materię folkloru.
Pisanka... Mój Boże! Ważniejsze symbole tracą na naszych oczach swoje znacznie. Albo jest ono im odbierane. Nawet sam krzyż. Ile razy widziałem (jasne, w telewizji) wielkie krzyże zawieszone na szyi tego czy innego muzyka, wokalisty, aktora i kogo tam jeszcze. O niektórych wiadomo, że z naszą wiarą nic wspólnego nie mają. Symbol nie tylko ze znaczenia odarto, ale chyba i nieraz na pośmiewisko wystawiony został. Bezsilni jesteśmy, choć dusza wtedy płacze. A może wszystko dlatego, że życie chrześcijan – i osobiste, i społeczne – nie jest ikoną otwierającą widok na Życie, na Niebo, na Zmartwychwstałego? Pewnie by trzeba nasze życie napisać na nowo. Zmartwychwstać.