Pasterz – zwyczajny widok palestyńskich wzgórz. Każdy rozumiał i wyobrażał sobie scenerię porównania do pasterza i bramy wiodącej do owczarni.
I każde pokolenie Izraelitów śpiewających pieśń Dawida o Panu, który jest pasterzem, też doskonale czuło jej treść. Liturgia przynosi dziś oba teksty. Bóg i my... Mój Pan – i ja. Niczego mi nie brakuje – ani pożywienia, bo pastwiska są wciąż zielone, bo jest orzeźwiająca woda, bo jest chwila odpoczynku. A przede wszystkim jest poczucie bezpieczeństwa. Nawet kij w ręku pasterza nie jest obrazem kary czy dyscyplinowania niesfornych owiec, a metaforą bezpieczeństwa. Nie pozwala oddalić się na niebezpieczne bezdroża, a zarazem jest narzędziem obrony przed drapieżnikami. I tak pasterska pieśń zamienia się w śpiew człowieka spokojnego ufnością opartą na Bogu. Jest zaproszenie na ucztę, jest wielka radość. I jest spokojna wizja przyszłości. Tej sięgającej „wszystkich dni życia”, ale i tej „po najdłuższe czasy”. I to nie gdziekolwiek, a w „domu Pana”. I tak proza pasterskiego trudu sięga poezji nieba. A pasterska pieśń staje się śpiewem zbawionych. Ps 23 (22) – tekst na s. 15 [4. Niedziela Wielkanocna]
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.