Dla Pana wszystko winno być doskonałe, nie improwizowane. Ewangelizacja także. Inaczej stanie się tylko modnym hasłem.
Sceneria była zgoła nie konferencyjna, raczej towarzysko turystyczna. Raz w roku księża naszego dekanatu urządzają tak zwane „imieniny cioci” na wyjazdowo. W tym tygodniu mozolnie właziliśmy na Pradziada – koronę Sudetów. I mimo tej scenerii co rusz ktoś wywoływał temat ewangelizacji. Jedno, co było wspólnym mianownikiem tych wywołań, to wyraźny brak sprecyzowania, a nawet zdefiniowania, czym jest „nowa ewangelizacja”. A może nawet „ewangelizacja”. W towarzystwie byli sami „frontowi” proboszczowie – każdy zaprawiony w twardym życiu, w którym trzeba się zmagać ze wszystkim – od zatkanej rynny i zbyt szybko rosnącej trawy, poprzez dziurawe finanse i stosy przywożonych przez dziekana „materiałów”, aż po rozpadający się w oczach chrześcijański krajobraz wyludniających się wiosek i miasteczek. Każdy z nas zdaje sobie sprawę, że coś już pękło w tym wszystkim, ale nikt nie ma wyobrażenia, jak to budować na nowo.
W różnych pomysłach przychodzących „z góry” nie widać strategii – nie może więc być mowy o taktyce. Gorzej – brak jest rozpoznania stanu faktycznego i jego przyczyn. Widząc to, niejeden z pomysłów przyjmujemy z pobłażliwym uśmiechem, czując, że to też ślepa uliczka. Na dekanalnych spotkaniach jest zawsze z nami o. František, czeski ksiądz z przygranicznej parafii. Podziwiam go, jak potrafi trwać na posterunku. Bo to jest wszystko, co może: trwać, służąc kilkunastu swoim parafianom, wobec reszty tylko obecnością reprezentując świat wiary. Takich jak on uważam za cichych bohaterów Kościoła.
Przeskoczę teraz do innego obrazu. Odległego? Chyba nie. Otóż dopiero co była w mojej parafii (i wielu innych) pierwsza komunia święta. Garstka dzieci, wiek zróżnicowany (szkolna reforma), religijne zaangażowanie też zróżnicowane, sytuacja rodzin również. Sytuacja? Jaka? Materialna też. Ale myślę przede wszystkim o formalno-małżeńskim, rodzinnym, prawnym, wreszcie o moralnym zróżnicowaniu rodzin. Grupa była dobrze zorganizowana. A uroczystość przygotowana solidnie i drobiazgowo. Dekoracja, próby, pisany scenariusz dla celebransa, organisty i dziewcząt „rozprowadzających”. Rozumiemy się w akcji bez słów i gestów. Taki parafialno-liturgiczny bluetooth. Uczyłem się tego 45 lat temu, jako młody wikary terminując u mojego pierwszego proboszcza, ks. Pieczki.
Musztra? Bynajmniej. Modlitwa wyrażająca się wręcz baletowym przygotowaniem całej uroczystości. Widza mamy Jednego – Boga. Dawid też tańczył przed arką. My nie tańczymy, ale też jesteśmy przed Panem. Od dawna wiem, że takie postawienie sprawy, wymagające trudu, pracy i współpracy, jest świadectwem wiary parafii i proboszcza. Echa tego wracają po uroczystości, nieraz po roku czy dwóch przed komunią kolejnego dziecka. W rozmowach, także w spowiedziach trudnych a pełnych radości... I pytam: czy to nie ewangelizacja? Dla mnie odpowiedź jest oczywista – to jest ewangelizacja poprzez profesjonalizm i dokładność.
Pojęcie „ewangelizacja” poznałem formowany przez Sługę Bożego ks. Blachnickiego. To pojęcie stało się w pewnym momencie rozwoju ruchu Światło – Życie kluczem do całości programu. I było bardzo konkretnie zdefiniowane. Oazy, nie mówiąc o atmosferze wiary, wciągnęły mnie także dlatego, że odkryłem w programach niezwykłą pieczołowitość metodyczną. Rzekłbym: profesjonalizm. Dla Pana wszystko winno być doskonałe, nie improwizowane. Ewangelizacja także. Inaczej stanie się tylko modnym hasłem.