Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój czyli wiem, komu nie będę kibicował.
W głowie się nie mieści, że jutro zaczyna się Mundial. Nie widzę żadnych tego oznak w okolicy! I nie o pubach myślę, żeby było jasne. Ale o dzieciach, o boiskach, o gorączce jaka dawniej opanowywała na myśl, że zaraz będziemy oglądać najlepszych piłkarzy świata.
No, może młodzi entuzjaści futbolu pochowali się gdzieś na wypielęgnowanych „orlikach”, a ja ich po prostu nie widzę. W każdym razie – na moim osiedlu nie uświadczysz chłopaka ani dziewczyny biegających za piłką. To jest dla mnie jeden z najsmutniejszych obrazków opolskiego kryzysu demograficznego. A może to nie tylko skutek, ale także jedna ze stu jego przyczyn? Że straciliśmy ducha walki, sportu, pożegnaliśmy się z hartem ducha na rzecz wygody? Dzieci zamiast biegać od rana do wieczora o głodzie, chłodzie, w upale i deszczu za piłką – mają smartfony… Ostatniego młodego piłkarza w dawnym, bojowym stylu widziałem na pograniczu turecko-irańskim, na wysokości 2500 m n.p.m. w koczowniczym obozie pasterskim, gdzie razem z dwoma jeszcze młodszymi z dumą nosił piłkę i nie rozstawał się z nią ani na chwilę (prezentuję go na zdjęciu).
OK, dość narzekania. Nie napiszę komu będę kibicował w czasie Mundialu, bo pewnie i tak nikogo to nie obchodzi. Natomiast bez względu czy to kogoś obchodzi czy nie, pragnę napisać, że na pewno nie będę kibicował jednemu krajowi. Zresztą (prawie) temu samemu, któremu nie kibicowaliśmy w czasach komuny.
A co ma religia do futbolu? Bynajmniej nie tylko fakt, że gra polskiej reprezentacji woła o pomstę do nieba. Byłem kiedyś na meczu w czasie którego kibice z trybun wołali cytatami biblijnymi. Na przykład kiedy następował brutalny faul krzyczeli: „Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój!”. Ale to, niestety, nie było w Polsce.
To jest właśnie ten mały kurdyjski pasterz, który na wysokości 2500 m n.p.m. grał w piłkę Andrzej Kerner /GN