Wydawać by się mogło, że na obozie wspólnoty Sól Ziemi byłam przelotnym gościem. Ba! Tylko interesownym reporterem.
„Nie mam czasu” – to zdanie, które słyszę każdego dnia. „Nie mam czasu odpisać”. „Nie mam czasu się spotkać”. Sama nieraz łapię się na tym, że na jakąś prośbę odpowiadam albo chcę odpowiedzieć tak samo. Co tu dużo owijać w bawełnę… Powtarzany wciąż i wciąż zwrot „nie mam czasu” staje się po prostu modny.
Kilka godzin w gościnie w Dziewkowicach, gdzie od soboty trwa wakacyjny obóz opolskiej wspólnoty Ruchu Wiara i Światło, to porządny pstryczek w nos. Tu ludzie są tylko po to, czy właśnie aż po to, by pobyć ze sobą. Bo - jak przypominają - tylko w byciu ze sobą kształtują się prawdziwe więzi międzyludzkie.
Dla osób niepełnosprawnych umysłowo, wokół których skupia się międzynarodowy Ruch Wiara i Światło, wciąż najważniejszy jest drugi człowiek. A niestety w nas, pełnosprawnych, coraz częściej nastąpiło przebudowanie hierarchii wartości. Zadań i obowiązków bierzemy na siebie coraz więcej, a nieraz dzieje się rzecz nieprawdopodobna, że im więcej punktów w terminarzu, tym człowiek ma wrażenie, że więcej znaczy.
A gdzie bezinteresowne odwiedziny? Gdzie czas na herbatę, ciastko i rozmowę, która nie przyniesie wymiernych efektów dla wykonywanej pracy? Gdzie budowanie więzi? W internecie? Przecież ani facebook, ani mail nie wystarczą.
Tymczasem niepełnosprawni umysłowo, których świat chce się pozbywać, najlepiej już w okresie prenatalnym, bez zahamowań okazują uczucia, łakną akceptacji, przyjaźni, wspólnego bycia razem. I tego uczą tych, którzy zdecydują się ich zauważyć i do nich podejść. Niektórzy z nich nie potrafią mówić, inni mówią bardzo niewyraźnie, ale przecież przyjaźń zawiązuje się też na innych poziomach.
Ks. Norbert Wons, od czasów studiów w Lublinie mocno związany z Ruchem Wiara i Światło, jako proboszcz w podstrzeleckich Dziewkowicach i gospodarz na obozie, w rozmowie przy herbacie mówi mi, że dzisiejszy świat to już nie tylko przeszedł od „być” do „mieć”, ale postawił jeszcze jeden krok i od „mieć” przeszedł na „wyglądać”. Tymczasem ich niepełnosprawni przyjaciele nie spełniają kanonów piękna, wiele też nie mają. Ale czas spędzony z nimi na obozie pozwala powrócić do tego co najważniejsze, do bezinteresownego bycia ze sobą.
Wydawać by się mogło, że na obozie wspólnoty Sól Ziemi byłam przelotnym gościem. Ba! Tylko interesownym reporterem. A jednak to, co zobaczyłam podnosi na duchu. W dzisiejszym świecie można mieć czas na bycie ze sobą.